Patrząc
na to z perspektywy dopiero teraz doceniam rangę podjętych decyzji
już na początku liceum. Problem w tym, że wybór przedmiotów
zdawanych na maturze będzie miał bezpośredni wpływ na resztę
naszego życia a o tym czy te decyzje były dobre dowiemy się
dopiero po studiach, kiedy to przyjdzie nam szukać pracy i pracować.
Wtedy to będziemy czuć, czy jesteśmy zadowoleni z siebie i ze
swoich wyborów, niektórzy będą upajać się swoim sukcesem a inni
pluć w brodę. Nieliczni będzie dane otworzyć swój biznes,
niemający nic wspólnego z wykształceniem i decyzjami podjętymi w
liceum. Jak pokazuje doświadczenie, ta trzecia grupa radzi sobie
lepiej lub gorzej niezależni od wykształcenia. Jedni dostają na
początku zastrzyk gotówki i go inwestują, inni gotową i
prosperującą już firmę i pod okiem rodziców uczą się ją
prowadzić. Jeszcze innym udaje się zacząć od zera. Niestety
często brak moralności skutkuje sukcesem w prowadzeniu własnego
biznesu a przez sukces rozumiem zarabianie pieniędzy.
Jednak
to wszystko tematy na innego bloga. Tym razem czas na powrót do
liceum i przedstawienie mojego toku myślenia jeśli chodzi o wybór
przedmiotów dodatkowych na maturę.
Jak
już wspomniałem, był to
życiowy hazard. I właśnie wtedy, na początku I klasy liceum
musiałem podjąć decyzję mającą ogromny wpływ na moją
przyszłość. Była to lekcja geografii, gdzie nasz nauczyciel
postanowił poświęcić 20 minut lekcji na przemówienie do nas. Był
to człowiek szalenie inteligentny, dość ekscentryczny, który mnie
nazywał numerem 20stym a czasem "wypadkiem przy pracy",
gdy udało się mi dostać dobrą ocenę na semestr. Niektórzy
uwielbiali jego spartański sposób prowadzenia lekcji, inni byli
zszokowani. Jak później zrozumiałem, ten nauczyciel pokazywał nam
jak będziemy traktowani na uniwersytecie, z tą różnicą, że on
nigdy nikogo nie poniżał, ani nie straszył, że jak się nie zda
to się wyląduje w wojsku z biletem do Iraku. Takie to właśnie
czcze pogróżki osobiście otrzymałem na matematyce na
uniwersytecie (służba wojskowa była obowiązkowa w tym czasie, i
jak ktoś wylatywał ze studiów, a był mężczyzną [piękny
przykład równouprawnienia] lądował w kamaszach na niecały rok
lub w więzieniu (tzw. wolny wybór). Ten nauczyciel, jako osoba
bardzo ekscentryczna i niesamowicie inteligentna nie pasował mi do
roli nauczyciela geografii. Zawsze chodziły o nim plotki, że on jak
był w liceum, był bardzo zdolny, ale leniwy i koniec końców
został pedagogiem, co w mojej ocenie było błogosławieństwem dla
jego uczniów.
Moja
wypowiedź mogła właśnie urazić pedagogów, ale jeśli któryś
to czyta, niech się zastanowi w sobie, czy zawsze marzył o tym żeby
być nauczycielem i czy nigdy nie żałował, albo jak często
żałuje tego wyboru. Mówi się, że zawód nauczyciela to
powołanie, ja bym użył raczej określenia poświęcenie, bo coraz
trudniej o szacunek nie mówiąc już o poczuciu satysfakcji i w
ogóle nawet nie wspominając o adekwatnym wynagrodzeniu. Niemniej
jednak, ten nauczyciel był prawdziwym profesjonalistą, choć było
jasne, że jak był w naszym wieku, miał inne marzenia. I w swoim
wywodzie powiedział, kilka ważnych zdań, które bardzo głęboko
sobie przemyślałem. Mówił o tym (choć użył innych słów), że
nam współczuje. Bo czasy w których nam przyszło dorastać
wymagają od nas podjęcia, życiowych decyzji bardzo wcześnie, a
jest to trochę paradoks, że człowiek decyduje o swoim życiu kiedy
jeszcze za dużo o nim nie wie. I choć może i jest utalentowany,
inteligentny i pracowity, to brak doświadczenia robi z niego
życiowego głąba. Mówił o tym, że nasze decyzje możemy zmienić
w przyszłości, ale może to być strzał w stopę. Ubierając to w
przykład, wybór biologii, chemii i fizyki jako przedmiotów
fakultatywnych jest pierwszym krokiem w kierunku medycyny, ale może
nam się ten kierunek odwidzi, może znienawidzimy te przedmioty, po
roku zmienimy zdanie i zechcemy iść na prawo, wtedy
będziemy rok ciężkiej pracy w plecy. Trzeba pamiętać, że
konkurujemy z innymi ambitnymi uczniami i w przypadku zmiany zdania,
jesteśmy daleko w tyle i niekoniecznie ich dogonimy, nie mówiąc o
tym, że musimy do mety dobiec w czołówce. Podsumowując, dał nam
do zrozumienia, że nasza decyzja, co do wyboru naszej kariery może
jeszcze zostać przez nas zmieniona w przyszłości, ale za brak
konsekwencji przyjdzie nam zapłacić zdwojonym wysiłkiem w pracy,
albo rozczarowaniem przy rekrutacji na studia. Mówił też, aby
w podjęciu decyzji prosić o radę naszych rodziców, bo oni bez
wątpienia chcą dla nas dobrze, mają więcej doświadczenia i w tej
kwestii będą dla nas najlepszymi przyjaciółmi. Tutaj się z nim
nie zgadzam, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, a nasi
rodzice żyli w czasach w których ukończenie studiów to było coś
wielkiego i miało znaczenie. Wiele osób poprzedniego pokolenia
powtarzało, że trzeba skończyć studia obojętnie jakie, bo wtedy
będzie się miało szacunek wśród społeczeństwa, lepsze zarobki,
lżejszą pracę. Pewnie i to była prawda, ale kiedyś. Dziś to
myślenie jest dalece nieaktualne. Ja będąc aroganckim powiem, że
60% osób z wyższym wykształceniem nie zasługuje na szacunek
większy niż osoby bez wykształcenia, bo tak naprawdę owe "zdobyte
wykształcenie" jest niczym, a za "nic" szacunek się
nie należy. Nie mówię tutaj, że należy się odnosić bez
szacunku do tych 60%, mówię, że nie należy im się żadne
szczególne wyróżnienie. Na szacunek, lepiej płatną i lżejszą
pracę zasłużymy, gdy ukończymy trudne i wymagające studia. I
tutaj, można by się spierać godzinami, bo przerażająca część
studentów uzna właśnie ich kierunek, za niezwykle przydatny i
bardzo wymagający. Więc komu przypada orzec, o wartości studiów i
o słuszności życiowych wyborów? Na pewno nie mnie, nie politykom,
nie pismakom na onecie, którzy codziennie wypuszczają artykuły w
stylu: „zobacz, które zawody opłaca się wybrać, lub „sprawdź
jakich zawodów należy unikać”, informacje suche jak wióry, po
których zbiera się na mdłości. Ktoś może powiedzieć, że rynek
pracy dobrze weryfikuje nasze decyzje, ale na świecie jest więcej
niż jeden rynek pracy i na różnych może przyjść nam się
prezentować. Ja osobiście powiem, że nic nie weryfikuje naszych
decyzji, umiejętności, zaradności, inteligencji itd. jak samo
życie. Na tym blogu, z czasem będzie można przeczytać o
prawdziwych historiach, prawdziwych ludzi i ich drodze do sukcesu. Na
samym końcu, w gestii czytelnika jest uznać, czy osoby tutaj
piszące odniosły sukces, a jeśli tak, to czy miały jakiś wspólny
model myślenie, podobne cechy osobowości, czy po prostu mieli
szczęście.
Życiowa
filozofia:
Zawsze
wiedziałem, że życie to sztuka wyboru, uświadomiłem sobie to
bardzo mocno po przemówieniu nauczyciela geografii. Wiedziałem, że
muszę podjąć właściwą decyzję, wybrać właściwe przedmioty
i konsekwentnie pracować nad tym, żeby maturę zdać jak
najlepiej, bo takie były zasady gry i żeby wygrać, trzeba było
grać jak najlepiej w ramach zasad.
Proces
myślenia nad wyborem był prosty. Pierwsze pytanie do siebie: "co
chcę w życiu robić?". Odpowiedź: "nie wiem, nigdy w
życiu przecież nic nie robiłem, więc skąd mam wiedzieć co
lubię?? Jedyne co wiedziałem to to, że nie chcę być biedny (“I
realize of course that it is not a shame to be poor, but is not great
honor either!”)
Odpowiedź
na pierwsze pytanie nijako już miałem, chcę robić pieniądze, a
jak? -godnie. Nie krzywdząc przy tym innych, nie prostytuując się
dosłownie czy intelektualnie.
Jasnym dla mnie było, że w ojczyźnie ich nie zrobię, bo tu
pieniędzy się nie robi, tu się je kradnie. Michnik (redaktor
naczelny gazety Wyborczej znanej również jako Wybiórcza, tako
pisał w felietonach: “pierwszy milion trzeba ukraść” i, że
“tak
się rodzi kapitalizm”. A
w Polsce ten w bólach się rodził. I to
mówił ktoś, kto stał wśród Polskich elit politycznych,
będąc jednocześnie osobą kreującą media,
toteż nasze
poglądy, zatem
wierzyłem, że mówi z doświadczenia i
choć raz prawdę.
Więc stając przed wyborem kraść lub spierdalać, wybrałem to
drugie. Skłamałbym mówiąc, że nie miałem także swoich
osobistych powodów do wyjazdu za granicę. Mając starsze rodzeństwo
za rzeką zwaną Atlantyk, wiedziałem, że chcę wyjechać do kraju
wielkich możliwości, jakim to krajem jawiła mi się Ameryka.
Natenczas onegdaj głęboko wierząc, że tam na zachodzie czeka mnie
przyszłość różami,
mlekiem i miodem usłana.
W
konsekwencji, szybko
wyeliminowałem wszystko co mi się tam nie przyda. Każdy kierunek
zwany humanistycznym odpada. Powiem krótko, nie jest
niemożliwe znaleźć pracę na zachodzie po kierunku
humanistycznym ukończonym w Polsce, jest to nawet troszkę mniej
karkołomne wyzwanie
niż znalezienie pracy po studiach humanistycznych Ukraińcowi w
Polsce. Osoby urodzone na zachodzie, czy to USA, czy Europa
zachodnia, które tam skończyły studia humanistyczne mają sami
problem ze znalezieniem pracy w swoim zawodzie. I tu "news
flash", przedmioty humanistyczne często nie dają
konkretnego zawodu, więc
o jakiej pracy w zawodzie mowa?
Skoro mamy kierunki takie jak Ukrainoznastwo (nawet sprawdzenie
pisowni podkreśla ten wyraz i proponuje zmienić na
"Franciszkostwo"), Europeistyka i Indianistyka, możemy
zakładać, że będziemy pracować jako Ukrainoznawca, Europeista
czy Indianista lub Indianistyk lub Indianer lub Indianin (nie wiem
jak odmienić). Takie zawody nie istnieją. Tutaj
można sobie przeczytać, wypowiedzi absolwentów w tym temacie:
http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=433316
Już sama strona na której podejmowane są tematy pracy po tym
konkretnym kierunku, powinna dać do myślenia. Czemu ja tak się
uczepiłem tej
biedenj Europeistyki?
Znam
wiele osób, które właśnie to studiują, lub studiowali i
udowadniają, że sobie radzą! Ja po prostu potrzebuje, jakiegoś
przykładu, a sama Europeistyka stała się internetowym memem i
przedmiotem żartów, swojego rodzaju „uosobieniem” studiów
humanistycznych. A,
że odwieczna święta wojna między ścisłowcami a humanistami
przeniosła się do internetu, i humaniści wyraźnie ją przgrywają,
możemy znaleźć tam
takie
kwiatki
(kilka
linków obrazujących wojnę ścisłowców z humanistami - polecam):
I
żeby nie było, że to tylko tak w Polsce:
-
http://www.nedhardy.com/wp-content/uploads/images/2012/february/liberal_college_girl/college_liberal_meme_4.jpg
Dla
odróżnienia, jakie żarty są o inżynierach:
Poniżej
posłużę się przykładem, który powinien wyjaśniać dlaczego
wybór niektórych kierunków studiów, ma sens jedynie jeżeli
idziemy studiować hobbystycznie i nie oszukujemy się, że będziemy
mieć potem dobrze płatną pracę w wyuczonym zawodzie.
„Sahara
Zachodnia leży w północno-zachodniej części Afryki.
Graniczy na północy z Marokiem, Algierią i Mauretanią na
wschodzie i południu. Zachodnia część graniczy z Oceanem
Atlantyckim.
Prawie całe terytorium zajmuje pustynia kamienista (hamada),
jedynie na południu pojawiają się piaszczyste wydmy.
Teren jest w przeważającej mierze płaski, z wysokimi klifami u
wybrzeży oceanu.”
Mieszkając
tam, na pewno nie studiował bym „Leśnictwa”. Jeśli wszyscy się
zgadzamy, że na pustyni, po kierunku Leśnictwo, pracy nie
znajdziemy, czemu zatem w Polsce, gdzie wyznawców Judaizmu jest
teraz 0,004%, mamy kierunek taki jak: Judaistyka(UJ – studia
licencjackie, magisterskie, podyplomowe i doktoranckie).
Powiem
więcej, ten
kierunek
jest w różnych odmianach, np. czasem nazywana hebraistyką, a
czasem jako specjalizacja na Orientalistyce. I oczywiście, ktoś
może zwrócić uwagę, że hebraistyka to kierunek studiów na
którym uczy się języka hebrajskiego. Co
byśmy nie
mówili, wybór takich studiów, jeżeli nie ma się planu ani nawet
chęci, rozwijania jakiś biznesów z Izraelem lub pracowania dla
organizacji zajmujących się polepszaniem stosunków tych dwóch
nacji, to czysta głupota.
Spójrzmy
na studia jak na biznes. Studia oferują wam edukacje, pozornie
darmową, bo już została opłacona w podatkach, ale
nadal to jest produkt, który jest sprzedawany i ktoś na tym
zarabia, a wszyscy za to płacimy. I wybierając w Polsce, Judaistykę
jako kierunek studiów, kupujemy piasek na pustyni od Araba. I Arab
nie może się nadziwić, że zawsze ma klientów. I ja wiem, że
teraz ktoś płacze, że przecież każdy powinien studiować co mu
się podoba i co go interesuje itp. Ale, gdybyśmy zrobili sondę
uliczną i zapytali pracujących ludzi, czy im się podoba, że za
ich pieniądze z podatków studiujemy coś, co jest równie przydatne jak leśnictwo na Saharze, pewnie by nie byli zadowoleni. Takim
niepisanym założeniem szkolnictwa wyższego, jest tworzenie dobra
narodowego zwanego specjalistami, poprzez edukację. Gdzieś
zapominamy o tym, że to kosztuje i jest to inwestycja. Jak
hipisi mówimy, że jak ktoś ma kaprys, studiować przez 5 lat filmoznawstwo, to powinien móc to robić. Kosztowne hobby, niech idzie
na prywatną uczelnię z brakiem prawa do stypendium naukowego z
kieszeni podatnika. Troszkę
pragmatyzmu, a będzie żyło nam się lepiej.
Wracając
do tematu opinii w internecie:
Pamiętajmy,
że obiektywność anonimowych wypowiedzi w internecie jest wątpliwa.
Ja każdej osobie myślącej o wyborze studiów polecę
przeprowadzenie prostych testów. Wchodzimy np. Na google translator
i wpisujemy “europeista” i prosimy, żeby przetłumaczono to na
angielski. Po
wynikach tłumaczenia
już wiemy, że w taki sposób nie znajdziemy pracy. Jeżeli
wpisujemy w
google nazwę
jakiegoś zawodu np. „ślusarz praca” i zamiast ofert pracy,
google zwraca nam linki do forów internetowych, gdzie ludzie zadają
pytania, czy w tym zawodzie jest praca, to podpowiem -
nie ma. Jeszcze
trudniej jest szukać pracy, jak nawet nie umiemy przetłumaczyć
nazwy naszego zawodu, albo kierunek który studiujemy nie daje
konkretnego zawodu. Ale, są osoby, które udowadniają, że się da
studiować kierunki humanistyczne i dalej świetnie sobie radzić! Co
robią lepiej od 90% swoich współbratymców? Jak
im się udaje?
Myśląc
o kierunkach humanistycznych, trzeba je traktować jak szwedzki stół
i uczyć się dużo więcej niż oferuje program nauczania lub
tego co faktycznie wymagają wykładowcy (nie wystarczy zaliczać
przedmioty),
bo nie można przewidzieć co się będzie robiło w przyszłości,
dlatego,
że te studia nie dają konkretnego zawodu, a mają na celu nauczyć
pewnego rodzaju myślenia oraz przez swoją otwartość i
elastyczność przygotować do życia zawodowego, gdzie właśnie
obrotnością i elastycznością trzeba będzie się wykazać. I
dodam bardzo ważną rzecz, humanista to nie jest osoba, która nie
rozumie fizyki i nie cierpi matmy. Przez wielu naukowców ekonomia
jest uważana za naukę humanistyczną, gdyż nie jest nauką
przyrodniczą i nie jest nauką ścisłą, a ekonomiści przecież
cyfr używają. Więcej w temacie i prawdopodobnie rozsądniej, jest
napisane tutaj: (polecam
bardzo ten atykuł)
http://wyborcza.pl/1,126764,12391237,Studia_to_rodzaj_szwedzkiego_stolu__Niektorzy_nie.html
Jeśli
link nie działa, można poszukać w google, pod hasłem “studia
humanistyczne jak szwedzki stół, list otwarty”.
Wielką
pychą wykazuje się osoba, która uzna, że skończy dziennikarstwo
i będzie pracować dla Brytyjskiej gazety, albo po prawie zamarzy
być prawnikiem wielkiej amerykańskiej korporacji. Nie jest to
niemożliwe, ale skończenie studiów w Polsce to o wiele za
mało, żeby to osiągnąć. I to chyba będzie najlepsze
podsumowanie. Jeśli ktoś jest uparty i uważa, że skoro jesteśmy
częścią UE, to na pewno po skończonej administracji w Polsce,
dostanę pracę w urzędzie we Francji albo przynajmniej będę
spełniać wszystkie wymagania, aby aplikować. Ja radzę to
sprawdzić! Prawa uchwalane na poziomie Parlamentu Europejskiego są
bardzo ogólne, naturalnie każde państwo ma swoje własne prawa i
na mocy tych praw, nasze umiejętności mogą być poddane pod
wątpliwość i trzeba będzie zdać jeszcze coś już na miejscu i
warto mieć tego świadomość.
Co
więcej, idąc na kierunek ścisły, też trzeba się zastanowić, bo
nie każdy jeden jest dobry w perspektywie wyjazdu za granicę.
Trzeba pamiętać, że w różnych krajach są różne prawa i nasz
dyplom nie koniecznie musi być respektowany. Niektóre zawody
wymagają, tzw. nostryfikacji dyplomu, a szczegóły tego procesu
będą rozpatrywane raczej indywidualnie, w zależności jaki
kierunek kończymy, na jakim uniwerku i do jakiego kraju emigrujemy.
Zawody, gdzie w naszych rękach jest ludzkie życie lub zdrowie,
pośrednio lub bezpośrednio często wymagają dodatkowych uprawnień
nawet po nostryfikacji dyplomu. Tak więc, informatyk, pojedzie na
zachód i tam się go przywita jako osobę, która potencjalnie może
być lepsza niż miejscowi kandydaci. Natomiast inżynier budownictwa
już niekoniecznie, niektóre kraje mogą poddać pod wątpliwość,
umiejętności jakie posiada taki inżynier a przecież nie chcą,
aby później zawalił się most. Lekarzy brakuje na zachodzie, ale
lekarzem nie zostaje się od razu po skończeniu medycyny. Nawet w
Polsce umiejętności i wiedza absolwentów uczelni medycznych są
poddawane testowi LEP, który to dopiero po zdaniu daje możliwość
dalszego rozwoju i dodatkowych uprawnień/obowiązków. Nie myślmy
więc, że poza granicami naszego państwa nikt nie będzie chciał
dokonać walidacji naszych umiejętności. Przy wyborze studiów lub
szerzej mówiąc, podejmując decyzje “być czy nie być
studentem”, trzeba pomyśleć, czy nasza planowana edukacja po
liceum to faktycznie tylko trzy lata licencjatu, lub 3,5
inżynierskie, lub 5 magisterskie, lub 8 lat magister plus doktorat,
czy np. 6 lat medycyny, rok stażu i potem kolejne 6 lat
specjalizacji?
I
kiedy tak naprawdę będziemy zarabiać na siebie? Nie ma nic złego
w przeciąganiu edukacji jeśli jesteśmy w stanie się utrzymać finansowo, ale kiedy realnie dostanę pracę w tym zawodzie do którego
się szkolę? W bardzo niekomfortowej sytuacji możemy się znaleźć,
gdy zdając maturę na 90% z chemii i biologii na poziomie
rozszerzonym, jesteśmy w jakiś 4% najlepiej zdanych matur z tych
przedmiotów, studiujemy 5,5 roku farmację, gdzie miesiąc naszego
pobytu w mieście uniwersyteckim wyniesie nas jakieś 1500zł, a
potem się okazuje, że czeka nas praca w aptece, tak samo ciekawa
jak praca na kasie w tesko, płatna może i więcej, ale na pewno nie
warta wkładu pracy na studiach. Do tego za granicami naszego państwa
okazuje się, że nasz angielski to w ogóle jakieś nieporozumienie i
nie potrafimy się porozumieć z ludźmi na ulicy, a co dopiero
wytłumaczyć starszej pani, że dana lek działa jako prekursor
inhibitora neuroprzekaźników, a jeszcze za granicą każą nam
zdawać “jakisik test” i czekać na prawo do wykonywania zawodu!
To wszystko trzeba brać pod uwagę wybierając studia, jeśli nie
możemy sobie pozwolić na obudzenie się z ręką w nocniku.
W
ramach wtrącenia, bo ktoś może powie, że za dużo liczę 1500zł
miesięcznie, ale ja powiem, że jeśli liczyć, że student musi
zjeść a nie zawsze ma żarcie z domu, że musi się ubrać, a nie
zawsze znajduje ubrania pod choinką, mieć tego laptopa i komórkę
a nie zawsze je babcia daje za ładnie zdaną maturę, że czasem sam
sobie to żarcie musi ugotować, a na mieszkaniu brakuje patelni i
trzeba ją dopiero kupić, że nie wszyscy znajdą miejsce w
akademiku i trzeba będzie wypatolić więcej kasy na mieszkanie plus
zapłacić rachunki, to te 1500zł to mało. A jako, że każdy wpis
na tym blogu można komentować, będę wdzięczny jeśli ktoś
napisze za ile miesięcznie udaje mu się przeżyć na studiach i na
co wydaje te pieniądze i ile rzeczy dostaje w postaci towarów z
domu. Będąc na studiach odnosiłem wrażenie, że jest jakiś
niepisany konkurs na to, kto potrafi żyć za mniej. Nie wiem czy
podzielacie moje zdanie, ale to smutna raczej sytuacja. Można
przecież dojść do poziomu Bear Grylls i jeść co popadnie, ale to
również nie jest wielki honor. Ogólnie to jakoś w naszym kraju
utarło się, że bycie oszczędnym to coś pozytywnego. No i to jest
konieczne, jeśli nie chcemy znaleźć się w sytuacji gdzie mamy za
dużo miesiąca na koniec pieniędzy, albo za mało pieniędzy do
końca miesiąca. Ale czy warto oszczędzać na jakości jedzenia,
żeby pokazać wszystkim, że się jest oszczędnym nawet jeśli nam
nie brakuje? Nie na mawiam do rozrzutności, ale idąc na studia
nie sugerujmy się tym, ile ktoś znajomy mówi, że wydaje, bo ta
osoba może brać czynny udział w konkursie oszczędzania i zaniżać
faktyczne koszty. Oczywiście studenci robią sobie z tego żarty
i internet aż huczy od “studenckich memów”:
http://bebzol.com/upload/brzez/000/student/7.jpg
I
tak oglądając amerykańskie filmy o życiu tamtejszych studentów,
oczywiście grubo przesadzone, próbujemy naśladować ich styl
zabawy. Wychodzi nam to nie-najgorzej, krótko mówiąc na imprezach
studenckich - jest moc. Ale każdy z odrobiną rozsądku, wie, że
ten spirytus z Ukrainy, może się źle skończyć. Tymczasem lewy
spirytus na akademikach ma się dobrze i stwierdzenie „mam litr
wódki za 12zł”, jest wypowiadane z dumą, a ja mam wątpliwości
co do tego rodzaju oszczędności. Zdarzą się też osoby, które z
dumą będą mówić, że jeżdżą na gapę autobusami, lewy dowód
czy legitymację, w razie ewentualnej kontroli biletów, też da się
załatwić. Po rozmowie z takimi survivalowcami, możemy usłyszeć,
że na studiach da się żyć za bardzo mało pieniędzy, ale dużym
kosztem.
KONIEC
WTRĄCENIA O KOSZTACH
W
wyborze przedmiotów na tzw. fakultety rozpatrywałem kolejne istotne
rzeczy. Bo przecież skoro pracy brakuje, to trzeba się wyszkolić w
czymś co nie jest popularne a jest potrzebne. Coś czego ludzie nie
lubią bo jest ciężkie, trafić w niszę zwyczajnie chciałem.
Trudno jest dziś trafić w niszę, bo wielu zdolnych ludzi dookoła.
Nie można też przesadzić, bo zostanie fizykiem jądrowym może się
skończyć w pracy w McDonaldzie (no może przesadzam), ale jeśli z
jakiś przyczyn nie będą nas chcieli w zawodzie. A przyczyny mogą
być takie, że po prostu jest to tak wąska dziedzina, że może być
zwyczajnie za wąsko żeby się dopchać, lub może okazać się, że
w USA na gwałt potrzebują takiego fizyka do pracy w elektrowni
atomowej, ale po 11 września już nie zatrudniają emigrantów. A
może moglibyśmy pracować dla wojska, a jak wiadomo, mundur
powoduje, że nasze „Cojones” są większe, i jak wiadomo panny
sznurem. Tymczasem oprócz bycia wybitnym fizykiem, staną nam na
drodze testy sprawnościowe, których nie przejdziemy. Z tym 11
września to tu nie żartuję. Ogólnie wszystkie akty terroryzmu,
powodują zwiększoną nieufność w instytucjach podniesionego
ryzyka. Ale co my, Polacy mamy wspólnego z terrorystami? Nic, ale
graniczymy z Rosją, a nikt nie uważa nasze granice za szczelne, a z
Rosji może się do nas przypałętać cała masa potencjalnie
niebezpiecznych ludzi, niekoniecznie Rosjan i dlatego jest bezpieczniej nie obsadzać takich stanowisk osobami z Europy
Wschodniej. Paranoja? Oczywiście, że tak, ale niestety realna,
jednym z powodów dla których nie zniesiono wiz do USA z Polski,
jest właśnie brak zaufania USA do Polski w sprawach otwartości
naszych granic na emigrantów ze wschodu. Amerykanie sami dobrze
rozumieją, że mają problem ze szczelnością swoich granic, ale
tam mają przynajmniej kontrolę i nie podejmują dodatkowego ryzyka.
Co więcej, sama UE nie darzy nas 100% zaufaniem. Po ciekawym
kierunku jakim jest "forensic science", czyli
kryminalistka, gdzie pracować możemy jako Ci naukowcy z popularnych
seriali typu Bones (Kości), czy "Kryminalne zagadki", po
zrobieniu wszystkiego dobrze, dostaniu się na ten trudny kierunek,
gdzie kandydatów było z 50 na jedno miejsce i większość tęgie
głowy, po latach ciężkiej pracy, może się okazać, że ten zawód
w danym państwie jest zarezerwowany tylko dla obywateli. Przyczyna
jest dość prosta, taka posada wymaga sprawdzenia naszej przeszłości
bardzo dokładnie, a np. Scotland Yard, potencjalny pracodawca,
powie, że niemożliwe dla nich jest przeprowadzenie takiego
"background check", który by zaspokoił wszystkie
wymagania, ze względu na fakt, że ostatnie 25lat mieszkaliśmy w
Polsce a nie w UK. Tutaj też, nie mówię, że jest niemożliwe
pracować dla organizacji zajmujących się bezpieczeństwem, lub
będących potencjalnym źródłem niebezpieczeństwa (elektrownie
atomowe, elektrownie wodne, platformy wydobywcze etc.), ale nasza
praca tam może być zablokowana ze względów
formalnych/bezpieczeństwa. Trzeba mieć świadomość, że
wszelkiego typu restrykcje dotyczące sprawdzania nie tylko naszych
kwalifikacji ale i „background checks” będą się tylko nasilać.
I tu może, taka rada, jeśli marzy nam się odpowiedzialna funkcja,
np. listonosza w USA, bardzo poważnego państwowego urzędnika,
zarabiającego jakieś 70tys. dolarów rocznie i jakimś cudem mamy obywatelstwo USA (nie wystarczy zielona karta, nie wystarczy wiza
pracownicza), to zostaniemy poproszeni o nasikanie do kubeczka, w
celu sprawdzenia czy nie palimy trawki tudzież nie zażywamy innych
narkotyków. I nawet jeśli jesteśmy aktualnie czyści, jakaś
kartoteka policyjna z czasów gdy mieliśmy 13 lat i „jak to
policeman przeszukuje mnie” miało miejsce, możemy nie dostać pracy. Wysyłając CV do Holandii, poproszony zostałem o
wypełnienie kwestionariusza, gdzie również zapytano mnie czy nie
mam nic przeciwko poddać się badaniom na obecność THC. I możemy
się dziwić, że w państwie liberalnym, gdzie palenie marihuany jest
legalne, nagle pracodawca „dyskryminuje” palacza i ze względu na
jego życiowy wybór, nie dostaje on pracy. Nie wszyscy rozumieją, że
liberalizm pozwala nam dokonywać takich wyborów, ale nie zakłada też, że nie będzie nam udzielał pomocy jak nasze wybory nas
pognębią. I ten liberalizm, aby być prawdziwym liberalizmem,
działa też w sferze prywatnych przedsiębiorstw, i jeśli
potencjalny pracodawca, nie chce zatrudniać osób stosujących dane
używki, to raczej nikt go do tego nie zmusi. I oczywiście można
dociekać swoich sprawa w sądach i bla bla bla, i nie cofnę kijem
Wisły, bo i tak nie wygramy. A nawet jeśli wygramy, to zaczniemy
swoją karierę z piękną metką osoby, która jeszcze nie zaczęła pracy a już podała swojego pracodawcę do sądu. To jest tylko
przykład. Podam inny, w liceum do którego chodziłem, można było
dostać naganę na świadectwo ukończenia za palenie papierosów lub
piecie alkoholu. Jeśli ny wypisać nagany każdemu kto puszczał
dymka w liceum albo opędzlował browarka, to jakieś 99% licealistów
miało by te nagany. Tymczasem zostanie złapana tylko garstka,
ukarana przykładnie. Na świadectwie jak mniemam, nie będzie
napisane „pił piwko” albo „jarał szlugi”, tylko coś w
rodzaju „zażywał niedozwolonych używek”, i w śliskiej
sytuacji gdzie, będzie jedno miejsce wolne na uniwerku a 3 osoby z
tą samą ilością punktów, uniwerek zrezygnuje z tego niepokornego
ucznia. I takie pierdoły mogą się za nami ciągnąć i utrudniać
rozpoczęcie kariery.
Innym
powodem, którym warto się kierować myśląc o przyszłości w
liceum są nasi nauczyciele. Mimo szczerych naszych chęci, jeśli
poziom nauczania w danej szkole jest niski, lub dany nauczyciel sam
się do nauczania nie przykłada, wynik z naszej matury też będzie
adekwatnie niższy i często tego nie damy rady przeskoczyć. Może
więc warto nie iść za głosem serca a raczej za głosem rozsądku.
W liceum na j.polskim uczy się nas, aby iść za swoimi ideałami,
jeśli kochasz historie, idź na historię i na
pewno odniesiesz sukces. Gówno prawda, to nie jest USA,
żeby odnieść sukces musisz być konsekwentny i pragmatyczny. Idąc
za głosem serca jest warto tylko wtedy kiedy ten głos nie jest
pozbawiony rozsądku, kochasz muzykę chcesz grać na saksofonie,
jeśli jeszcze nie mówią o Tobie, że masz wielki talent,
prawdopodobnie zmarnujesz sobie życie. Ktoś
powie, że można grać na weselach i robić dobrą kasę, tylko to
tak jak osoba, która malować by chciała piękne erotyki w stylu
Paul'a Gauguin'a
http://media.salon.com/2002/08/paul_gauguins_erotic_life.jpg
w rezultacie malował ściany w burdelach.
Warto abym nadmienił, że w momencie kiedy podejmowałem swoje
życiowe decyzje, tak naprawdę nie wiedziałem co lubię i z czego
jestem dobry. Lepiej szło mi z przedmiotów humanistycznych a i tak
wybrałem przyrodnicze, które na studiach przerodziły się w typowo
ścisłe i nawet to polubiłem, bo jak się zaczyna być w czymś
dobrym, to się zaczyna to lubić i przynosi to satysfakcję.
Podsumowując,
mój wybór był pragmatyczny i przekalkulowany, od początku do
końca konsekwentny i kosztował wile pracy, ale o tym będzie
później.
Teraz
jakie wybory podejmują młodzi ludzie, już 10 lat młodsi ode mnie?
Zasady gry mają z grubsza podobne, rywalizują ze sobą o punkty na
maturze i też
muszą bardzo wcześnie dokonać wyborów. Tymczasem
co się dzieję naprawdę:
http://www.wykop.pl/link/1472219/plany-na-przyszlosc-studento
I
tu bym podkreślił, że to jest krok do sukcesu, im wcześniej
zaczniemy nad czymś uparcie pracować, tym szybciej osiągniemy
sukces i sukces ten będzie większy. Ja maiłem szczęście, że
moja szkoła zmusiła mnie do wczesnego wyboru, nie w każdej
szkole tak się dba o uczniów. U nas każdy nauczyciel wiedział w
pierwszej liceum co dany uczeń zdaje na maturze, w innych szkołach
niekoniecznie. Dzisiejszym 15 latkom radziłbym stworzenie podobnego
planu do tego co opisałem powyżej, bez planowania
zbędnych szczegółów. W praktyce to wygląda tak, że po
każdym kroku otwierają się widełki możliwości, prosto mówiąc,
po napisaniu testu w gimnazjum, Twój wynik pozwala Ci pójść do
danej grupy liceów. Jak masz za mało punktów nie pójdziesz do
najlepszego, ale masz wybór powiedzmy 5 liceów o podobnym poziomie
i teraz trzeba podjąć najlepszą możliwą decyzję. Ogólnie to
można uprościć:
-
aby osiągnąć sukces w tym co robię zawszę muszę być wśród
najlepszych, (najlepsze liceum, najlepsza klasa w liceum, najlepsi
pedagodzy) idąc krok wyżej też chce iść na najlepszy uniwerek
itd.
-
trzeba być upartym, pragmatycznym i konsekwentnym. Najlepsze wyniki
osiągają osoby uparte, niekoniecznie najzdolniejsze czy
najsprytniejsze, choć te cechy nie utrudniają. Przez upór,
rozumiem ciągłe wstawanie kiedy życie Cię przewróci.
Będąc
w liceum pewnie nie raz nasze morale będą załamane, ale taka jest
kolej rzeczy. Pamiętać należy , że będąc w liceum jest już
trochę za późno na zdobycie zawodu bez pójścia na studia. Osoby,
które planują zakończyć edukację jak najszybciej i wybierają
zawodówki i technika nie popełniają w dzisiejszych czasach błędu.
To, że często nie donoszą sukcesu jest spowodowane, faktem, że
często te osoby wylądowały tam dlatego, że nie dostały się do
liceum i przestają się uczyć. Szkoła zawodowa może nas nauczyć
wielu praktycznych rzeczy i na rynku pracy po takiej szkole jesteśmy
dużo wyżej niż po samym liceum. Bo po zawodówce, umiemy wykonać
wiele czynności na budowie, zająć się elektryką, uszyć jakie
jeansy. Po liceum wiemy, że gąbki są naturalnymi bioindykatorami,
wiedza ta bez kolejnych kilku lat pogłębiania jest bezużyteczna a
czasem nawet i po tych latach dodatkowej nauki nic z niej nie ma.
Pracownicy fizyczni z fachem w ręku i znajomością języka obcego
nawet na niskim poziomie, na zachodzie są bezpieczni, w Polsce też
mogą prowadzić godne życie. To był drugi rok moich studiów,
kiedy to spotkałem kolegę z podstawówki, który to już nie został
przepuszczony dalej w drugiej klasie podstawowej i musiał powtarzać
rok, i zaskoczony byłem jak dobrze sobie radzi. Miał już żonę i
dziecko, drugie dziecko lada dzień miało się powić, odpalając
papierosa od papierosa (marki Marlboro), oświadczył, że ma dobrą
pracę i zarabia godnie i, że do domu w zębach przynosi trochę
powyżej 3000zł miesięcznie. Są to pieniądze, których
pozazdrościło by mu wielu rodaków z wyższym wykształceniem, a
dodać trzeba, ze on już takie pieniądze zarabiał od roku lub
dwóch, a ja będąc w jego wieku nie zarabiałem nic, co więcej w
perspektywie miałem kolejne lata niezarabiania.
Bardzo
by mi smutno było, gdybym teraz zarabiał mniejsze pieniądze i
musiałbym przyznać, że dokonałem złych wyborów. Ale jego sukces
też nie był przypadkowy, on już wcześniej niż ja wiedział, że
właśnie tak chce pracować, miał smykałkę to wszelkiego rodzaju
prac manualnych, i choć naprawianie elektroniki nie szło mu
najlepiej to urządzenia typu rower naprawiał sam od kiedy nauczył
się na nim jeździć. Miałem też innego kolegę w tej podstawówce,
co nie był wiele zdolniejszy od tamtego w nauce, zawsze na lekcjach
coś bazgrolił i nawet w tedy było wielu lepszych z "plastyki"
od niego. Nie wiem jak i gdzie, ale w pewnym momencie zaczął się
interesować sztuką tatuażu, miał jakiś talent, nie wydziwiał
mówiąc, że musi pójść na studia, zrobił jakieś kursy, dostał
pracę w studiu tatuażów i zanim ja skończyłem studia, on już
był współwłaścicielem tego studia. Sądząc, po zdjęciach na
portalach typu facebook, robi jakąś chorą kasę, bo to skacze ze
spadochronu, to pływa z płaszczkami w jakiś bardzo czystych wodach
a to jeździ na nartach wodnych. I już mógł sobie na to pozwolić
w czasie kiedy ja siedziałem i ryłem przy słabym świetle. Jeszcze
inny, co miał porównywalne wyniki w szkole, przechodził z trudem z
klasy do klasy aż w końcu dostał się na studia, takie, gdzie to
każdy się dostać może, bo zawsze są wolne miejsca. Coś tam
powalczył ze dwa lata, głównie to chodził na imprezy, w końcu
zrezygnował. Dalej mieszka z rodzicami, bez większych perspektyw na
cokolwiek. Jego błędem było, ze zawsze chciał iść na te studia,
ale nigdy się nie nadawał, a chłop był z niego dobrze zbudowany i
parę w łapach miał, spokojnie szkoląc się w zawodówce i uparcie
szukając pracy, mógłby odnieś jakiś sukces.
Życiowy
hazard... To określenie sugeruje losowość, sugeruje, że nasze
decyzje podejmowane w życiu nie mają znaczenia i cokolwiek byśmy
nie zadecydowali i tak potrzebujemy szczęścia żeby nam się udało.
To nie prawda.
Mam
nadzieję, że powyższy wywód komuś pomoże podjąć właściwą decyzję lub utwierdzić w swoich przekonaniach.
Zapraszam do komentowania.
OdpowiedzUsuńBardzo mądry tekst,otworzył mi oczy i zachęcił do zastanowienia się nad swoimi wyborami.Można wiedzieć na jakim etapie teraz jesteś?Po studiach?Jakie zarobki?
OdpowiedzUsuń3 lata po studiach, niecały rok szukałem intensywnie pracy.
OdpowiedzUsuńZarobki z bonusami wyjdzie ponad 40k euro rocznie. (brutto)
za późno przeczytałam..
OdpowiedzUsuńPo doktoracie z chemii i z stażem zawodowym można znaleźć łatwo pracę za granicą?
OdpowiedzUsuńMusze przyznac, ze bardzo ogolnikowe pytanie. Jesli chodzi np. o Niemcy to sa one potega chemiczna, natomiast lubia aby znac dobrze niemiecki. Doktorat i staz pracy sa bardzo mile widziane i raczej "obrotna osoba prace znajdzie szybko". Natomiast jak ktos jest zyciowa "cielepa" to mu nic nie pomoze. Staz + doktotat z chemii + obrotnosc + jezyk = dobra praca szybko znaleziona
OdpowiedzUsuńTego typu artykułów czy esejów jest sporo w Sieci i już myślałem, że autor będzie tworzył listy kierunków, które warto studiować i takich, które lepiej sobie odpuścić ew. robić hobbystycznie jakoś przy okazji, a wyszło dosyć dyplomatycznie.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że jednak na Zachodzie jest łatwiej o pracę mając konkretne wykształcenie: większy przemysł (a co za tym idzie więcej firm), inne podejście do człowieka i ostatecznie lepsze pieniądze, a w końcu "pracujemy aby żyć, a nie żyjemy aby pracować".
Dziękuje.
OdpowiedzUsuńJakby ktoś się zastanawiał gdzie warto studiować to z mojej strony polecam sprawdzić ofertę tej uczelni w Warszawie https://wseiz.pl/uczelnia/wydzial-architektury/budownictwo-i-stopnia/ . Można znaleźć tu kierunek budownictwa i wiele innych, po których otrzymuje się tytuł inżyniera
OdpowiedzUsuń