Kolejnym
przedmiotem jaki nas nie ominie na maturze jest język obcy. Ciężko w zasadzie podkreślić jak bardzo ważna jest znajomość języków
w dzisiejszym świecie. Może warto spojrzeć już na Europę i rynek
pracy, z zupełnie innego kąta, żeby to sobie uświadomić. Wyobraźmy
sobie, że mieszkamy na Górnym Śląsku, gdzie na śniadanie nie
jemy kiełbasę tylko wursta, na facetów mówi się chopy a na
dziewczyny: diołchy lub frelki. Nie chodzimy do ubikacji się
wysikać, tylko do ustępu się wypulać itd. itp. I wyobraźmy
sobie, że takim językiem się do nas mówi w domu, na ulicy a nawet
w szkole. W zasadzie, zostając na Górnym Śląsku całe życie
moglibyśmy używać tylko gwary i może by to nie było zbyt łatwe,
ale jakoś dało by się przeżyć. Naturalnie nikt kto ma trochę
oleju w głowie, nie będzie się upierał przy tym, że jak na Śląsk
przyjedzie np. Wielkopolanin, to że ma z nomi godać po Śląsku, bo
u nos się goda po noszemu. Tak to się już stało, że mimo różnych
gwar obecnych na terenie Polski, wszyscy znamy tą wspólną wersję
i dla większości z nas, jest ona naszym pierwszym językiem, mimo
tego, że dla wielu z nas właśnie gwara jest językiem, który
używamy w domach.
Jeśli
chcemy w dzisiejszych czasach osiągnąć znaczący sukces, musimy
zacząć traktować nasz ojczysty język jako europejską gwarę.
Ależ
jak Ty człowieku możesz porównywać, dialekt używany na Śląsku
z językiem polskim? Otóż mogę, Polska liczy sobie 38,5 mln
mieszkańców, według spisu z
2011 używanie śląskiego w kontaktach domowych zadeklarowało 529
tys. osób.
Czyli
jakieś 1,4% deklaruje używanie tej gwary. Jako polak z pozostałych
38mln, nieznający tej gwary, nie wyobrażam sobie, że zakładając
firmę na Śląsku, miałbym się nagle tej gwary nauczyć i nią
posługiwać w pracy. 38,5 mln Polaków to 5,2% ogólnej populacji
Europy, więc podobnie jak Ślązak, pracujący na Śląsku dla
„gorola” z Małopolski, będzie zmuszony z nim mówić w języku
urzędowym, tak i Polak, pracujący w Polsce w zagranicznej firmie,
lub polskiej firmie prowadzącej wymianę usług z innymi krajami,
będzie zmuszony znać języki obce, najlepiej angielski.
Warto
to przemyśleć i pamiętać, że tak samo jak Ślązak nie znający
polskiego budził by w nas zażenowanie, tak samo Polak nie znający
angielskiego, dla osób z zagranicy, będzie co najmniej śmieszny.
No,
ale przeglądając (tak naprawdę mało atrakcyjne) oferty pracy,
często wydawać nam się może, że znajomość francuskiego, niemieckiego czy włoskiego była by lepsze niż ten angielski.
Najwięcej
takich ofert jest w firmach konsultingowych czy outsourcingowych,
wśród których jest duża konkurencja i klient jest tam panem
(pracownik jest tam bardzo nisko). Charakterystyczne dla takich firm
jest to, że Wasze wykształcenie nie ma większego znaczenia dla
nich. I jedyną szansą na to aby tam zarabiać dobre pieniądze jest
szczęście. Innymi słowy, jeżeli jesteście jedyną osobą w
regionie chcącą dla nich pracować, a jednocześnie mogącą się
porozumiewać dobrze z intratnym klientem, to możecie liczyć na
dobre wynagrodzenie. Rzeczywistość jest jednak inna, bo np. znając
serbsko-chorwacki i szukając teraz ofert w
googlu, raczej znajduję oferty pracy np. w sklepie rowerowym na
ulicy Serbskiej. Łatwiej już jest jak się jest np. księgowym i
zna się serbski, bo z samym serbskim to outsourcing lub opieka nad
starszymi ludźmi. (obecne wyniki google).
Więc
czy, aby na pewno chcemy ryzykować? Spędzić 3 lub 5 lat życia na
uczenie języka, która daje mi tylko tyle, że znam język, który
znają lepiej ode mnie wszyscy mieszkańcy tych krajów w którym się
go używa? I zastanówmy się, czemu ten Serb szuka opiekunki w
Polsce z znajomością języka serbskiego? No oczywiście, że
wyjdzie go to taniej niż zwykła opiekunka z Serbii. Czyli
podsumowując, nie szukał ten Serb wykwalifikowanej pielęgniarki,
tylko po prostu osoby która się nim zaopiekuje i weźmie mniej niż przeciętna Serbka bez szkoły. Czy coś takiego chcemy robić po
studiach?
Więc
nie ryzykujmy, na maturze zdajmy angielski, niemiecki lub oba te
języki. Językami drugiej kategorii będą francuski, hiszpański i
włoski, resztą już naprawdę nie ma sobie co dupy zawracać.
Jeśli,
naszym planem na przyszłość jest filologia, a jednocześnie chcemy
zarabiać dobre pieniądze na tym, to musimy być naprawdę dobrzy i
zaradni. Znam osoby, które używają samą znajomość języka do
robienia dobrych pieniędzy i można powiedzieć, że odniosły
sukces. Natomiast już dziś konkurencja w tym kierunku jest
strasznie duża. Aby dostać się na popularne filologie, na
najlepszych Polskich uczelniach, trzeba się
liczyć z konkurencją niemal tak wysoką jak na kierunki lekarskie i
dentystyczne i nasze wyniki z matur powinny plasować się na
poziomie 90% i więcej z języka obcego i języka polskiego (poziom rozszerzony). Następnie lądujemy na ciężkich studiach
(oczywiście tu poziom będzie zależał od
uniwerku) a później bardzo często czekać nas będzie gorzkie
rozczarowanie.
Może
wymienię, kilka rzeczy, które warto brać pod uwagę myśląc o
filologii:
-
znając perfekt angielski (nie mamy innych umiejętności), na rynku
europejskim jesteśmy prawie nic nie warci. Jadać do UK i mówiąc w
CV, że znamy perfekt angielski i polski, prawdopodobnie ktoś po
polsku nam odpisze, że „ja też”.
-
Podobnie jest z każdym innym językiem, jeśli znamy perfekt
hiszpański i marzy nam się jakaś dobra praca w Hiszpanii, to
trzeba pamiętać, że wśród ludzi poniżej 25 roku życia tam, 56%
jest bezrobotnych. Prędzej prace z tym hiszpańskim znajdziecie w
Polsce czy na Ukrainie.
-
Głównym pracodawcą osób po filologii jest ministerstwo oświaty,
najprawdopodobniej, zatem z takim zawodem
będziecie cudze dzieci uczyć.
Natomiast
tutaj pozdrowię, mojego nauczyciela niemieckiego z liceum, który
jako bardzo zaradna osoba, drobił się własnej szkoły językowej,
prywatnej, gdzie uczniowie po lekcjach przychodzą się uczyć (mają wybór, kilku rożnych języków obcych, a także mogą liczyć na
pomóc z przedmiotów szkolnych i przygotowanie do matury). Natomiast
naprawdę trzeba być wyjątkowo zaradnym przy czym jednocześnie
rozpychać się na bardzo konkurencyjnym rynku.
-
Można być tłumaczem, natomiast ten zawód staje się z roku na rok
coraz tańszy. Dochodzimy bowiem do poziomu w Polsce, że jest tyle
osób mogących się tym zajmować na wystarczającym poziomie, że
zaczyna się to sprowadzać do poziomu pracy korektora, która
poprawia tekst napisany przez kogoś innego przed wydrukiem.
Tłumaczyć
można całe książki lub krótkie dokumenty. Ilość zarobionych pieniędzy na godzinę pracy zdecydowanie lepiej wygląda u tych
drugich. I też tutaj znam jednego, co zamierza zostać tłumaczem
przysięgłym i wszystko wskazuje, że mu się uda. Natomiast jego
matura na poziomie rozszerzonym ustana i pisemna z angielskiego i
niemieckiego to była sztafeta 4 x 100%. Więc jeśli jesteś tak dobry i
zamierzasz to utrzymać, to polecam filologię.
Bardziej
rozsądne jest uczenie się języka do poziomu który pozwoli nam
wykonywać nasz wyuczony zawód w języku obcym. Lepiej
być inżynierem i znać język na poziomie komunikatywnym, niż być
filologiem i znać język perfekt. Zarówno w Polsce jak i za granicą
dostaniemy za takie umiejętności więcej kasy.
Nie
trzeba nam cudować i robić te bardzo popularne certyfikaty, które
trochę kosztują a tak naprawdę prawie nic nie znaczą. Pomijając
fakt, że na zachodzie, Wasz pracodawca nie będzie znał tych
certyfikatów, a nawet jeśli je zna to będzie miał je w poważaniu.
Wy i tak będziecie z nim rozmawiać w trakcie procedury
kwalifikacyjnej a on wtedy zweryfikuje Wasz język.
I
teraz trzy rożne przykłady CV:
osoba
A: W CV napisała, że 3 lat studiowała filologię angielską
później, przez dwa lata księgowość.
Potencjalny
pracodawca: „No, ten osobnik na pewno
zna bardzo dobrze angielski, ale dwa lata księgowości to trochę
mało”.
Osoba
B: 5 lat księgowości i certyfikat CAE (certificate in advance
english),
Potencjalny
pracodawca: „No to już lepiej, dobry księgowy i angielski też
zna na pewno”.
Osoba
C: 5 lat księgowości, brak
certyfikatu z angielskiego za to certyfikat z
kursu Excel dla zaawansowanych i praca magisterska napisana po
angielsku.
Potencjalny
pracodawca:
„Ten
na pewno zna angielski na poziomie wystarczającym do pracy, jest
dobrym księgowym i nadrobił sam, czego na studiach zbyt dobrze nie
uczą, weźmy jego”.
Próbuję
tutaj pokazać, że nie należy ze znajomością języka obcego
„overkilla”, czyli strzelać z armaty do gołębia. Nie trzeba
skończyć filologii, aby pokazać pracodawcy na CV, że znamy
angielski. Na CV just „throw them a
bone”, wystarczy, rzucić tylko jakiś
ochłap, który sugeruje, że znacie ten angielski naprawdę dobrze.
Nawet można skłamać, napisać, że w liceum część przedmiotów było realizowane w języku obcym, oni i tak nie będą chcieli
papierów, oni Was zaproszą na rozmowę i to zweryfikują. Natomiast
odradzam pisania: „dobra znajomość angielskiego”, na tej
rzucanej kości, warto troszkę mięsa zostawić.
Bardzo
istotnym jest rozumienie, że takiej
możliwości uczenia się języka obcego a w szczególności
angielskiego, nie było dla Polaków nigdy w historii:
-
obowiązkowy język obcy w szkole (przeważnie angielski)
-
obowiązkowa matura
-
na studiach też jest obowiązkowa liczba godzin
-
ilość prywatnych szkół oraz korepetycji na rynku jest ogromna,
często bardzo tania.
-
dostęp do internetu, gdzie tekst w języku angielskim możemy
przetłumaczyć jednym kliknięciem na polski.
-
wszelakie aplikacji na komórki i programy komputerowe zmuszające nas
do systematyczności (jeszcze 15 lat temu, hitem było mieć kasetę
magnetofonową z 1000 słów po ang. z tłumaczeniem na polski). -
„gimby nie pamiętajo”.
-
możemy rozmawiać na „chatach” z osobami z całęgo świata w
każdej chwili, są 1000 ludzi dostępnych i gotowych na rozmowę.
-
wyjazdy i wymiany uczniów i studentów.
-
bardzo profesjonalne czasopisma i książki, zaprojektowane tak, aby
dawać rozrywkę a jednocześnie uczyć.
-
filmy dostępne do ściągnięcia w internecie po angielsku – może
to nie legalne, ale jak najbardziej realne.
-
gry komputerowe i realna interakcja z ludźmi z całego świata.
-
teksty naszych ulubionych piosenek, które i tak już znamy na
pamięć, a teraz mamy możliwość znaleźć tłumaczenie słowo po
słowie.
-
dostępne telewizje w obcych językach
-
mnogość video blogerów na youtube (youtube dość dobrze tłumaczy
ze słuchu i generuje nam napisy w naszym ojczystym języku).
Tak
naprawdę, języka angielskiego jesteśmy w stanie się nauczyć,
nawet się go nie ucząc, wystarczy, że pozwolimy się nim otaczać.
Siedzenie i wkuwanie słówek, to może jest jeszcze potrzebne na
samym początku, kiedy chcemy nabyć podstawy.
Dlaczego
napisałem, że angielski i niemiecki to najważniejsze języki obce,
a hiszpański, francuski i włoski wymieniłem za drugoplanowe, a resztę za nieistotne?
Bo
w Europie, mając dobry zawód i 2-3 lata doświadczenia, zostaniemy
zatrudnienie wszędzie jeśli tylko znamy angielski, najbardziej się
przed tym bronią Niemcy, bo mają silną gospodarkę i bez znajomości niemieckiego, zatrudnią nas tylko jeśli będziemy
naprawdę dobrym kandydatem. Jakieś szanse na znalezienie dobrej
pracy z dobrym zawodem mamy także w Skandynawii, gdzie bez większych
problemów pożyjemy znając tylko angielski. Podobnie w Danii,
Holandii czy Belgii. Francja jest krajem anty angielskim, ale nie są
też aż tak silnym rynkiem pracy, żeby zamiast angielskiego uczyć
się francuskiego. Ponadto, nawet jeśli Niemcy i Francuzi będą
wymagać od nas dobrej znajomości ich języków, to będą również
wymagać angielski. Szczególnie we Francji, ta znajomość angielskiego może być dużym plusem, bo ich umiejętności językowe
jeśli chodzi o angielski, są aż zadziwiająco niskie.
W następnej częściach o trudnym wyborze przedmiotów dodatkowych.
Nie zgadzam się z podziałem na angielski + niemiecki i języki drugiej kategorii. Wszystkie języki oprócz angielskiego są językami drugiej kategorii. W Polsce te 2 są najpopularniejsze jeśli chodzi o liczbę osób nimi mówiących i ofert pracy, ale ty piszesz o rynku europejskim. W takim wypadku trzeba znać angielski + język kraju w którym chcemy pracować. Tylko tyle! Jak chcemy w Hiszpanii, to hiszpański jest niezbędny do dobrej pracy. Jak chcemy w Belgii to to samo. Oczywiście w każdym kraju znajdzie się trochę ofert tylko z angielskim, ale to nie znaczy, że znajomość niemieckiego pomoże w pracy w Hiszpanii czy Francji.
OdpowiedzUsuń"Francja jest krajem anty angielskim, ale nie są też aż tak silnym rynkiem pracy, żeby zamiast angielskiego uczyć się francuskiego."
Co to ma niby oznaczać? Silnym rynkiem pracy? Jeśli chodzi ci o to, że obecnie mają wyższe bezrobocie niż Niemcy, to właśnie trudniej przez to znaleźć prace we Francji nie znając francuskiego niż w Niemczech nie znając niemieckiego.
Poza tym dobrze piszesz.
Dzieki za komentarz, w sumie to nie liczba wyswietlen a komentarze najbardziej ciesza. Co do Francji, Hiszpani i tych krajow ktore z punktu widzenia emigrantow z Polski nie sa tak atrakcyjne jak Niemcy czy UK. To chodzilo mi o to, ze jesli mamy wybor uczenia sie jezyka obcego, to powinien byc to angielski w pierwszej kolejnosci. Pozniej niemiecki. Wyjatkiem od tego beda osoby, ktore z jakis przyczyn wiedza, ze np wyjada do Francji(bo np. maja tam czlonka rodziny do ktorego chca dolaczy). Wtedy ich wybor jest jasny. Niemiecki dodatkowo daje nam swobode w komunikacji w Austrii, Szwajcarii i ulatwia zycie w Holandii, Belgii, Luxemburgu, Danii. Tym i faktem, ze Niemcy sa pierwsza gospodarka Europy argumentuje wyzszosc niemieckiego.
OdpowiedzUsuńDodałabym jeszcze, że znajomość niemieckiego znacznie ułatwia naukę norweskiego lub szwedzkiego. Osobiście bardzo żałuję, że w liceum wzięłam francuski. Ciekawi mnie też co masz do powiedzenia nt. języków orientalnych jak japoński czy chiński, albo całkiem różnych choć terytorialnie bliskich: fiński lub węgierski. Ile jest warta za granicą osoba znająca perfekcyjnie polski, angielski i japoński, a do tego chiński na niezłym poziomie?
OdpowiedzUsuńAch caly dlugi komentarz mi sie skasowal!!! Odpowiem tak: Dla osob z dobrym zawodem, znajomosc jezykow stawia ich powyzej sredniach w srodk ich konkurencji na rynku pracy. Znam jednak wielu Japonczykow, ktorzy mowia na poziomie czworkowego ucznia 2 gimnazjum i dalej zostali odelegowani do wspolpracy z nami w Irlandii. Jakbym znal japonski firma by mnie ozlocila i wyniosla na oltarze. Znam tez poliglote (Belg, zna 5 jezykow w tym Chinski), pracuje jako informatyk, koordynuje grupe miedzynarodowa. Czyli, sama znajomosc jezykow to za malo, bo jestes potrzebna do komunikacji z miedzynarodowymi "stakeholders", ale musisz wiedziec o czym mowisz, mie cel, miec jakis biznes. Nie przewidzisz z kim bedziesz prowadzila interesy pracujac dla jakies firmy, mozesz tylko liczyc na prawodpodobienstwo. Chinski i Japonski to jezyki, ktore w duzych korporacjach maja znaczenie bo, z nimi robi sie biznesy. Z Wegrami juz mniej. Prace w ktorych nie trzeba miec wyuczonego zawody tylko znac jezyki to przedstawiciel handlowy i tlumacz. Tez da sie zarobic i ziwedzic troche swiata, ale lepiej pracowac jako inzynier czy w finasach. Jesli ja mialbym wybrac japonski czy java, wybralbym jave. Jesli chcesz zrobic z siebie poliglote, to podziwiam i popieram, natomist nie tracilbym czasu i energii na jezyki trudne a uzywane w krajach w ktorych nic nie ma. Dedukujac swoj czas na nauke, trzeba zawsze widziec cel, np bede uczyla sie niemieckiego bo chcialabym mieszkac w Wiedniu. Nie mozna isc w kierunku, naucze sie greckiego, bedzie orginalnie na CV wygladal i na pewno zrobi na kims wrazenie. Pracodawca patrzy na Ciebie jak Ty na funkcjonalnosc swojego telefonu. Nie interesuja Cie te gadzety, ktorych i tak nie bedziesz uzywac. Nawet wiecej, denerwuje Cie, ze woj telefon jest drozszy i wolniejszy przez tp, ze ma tyle bezuzytecznych bajerow.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak spodobała mi się Twoja odpowiedź, dzięki! Jeśli chodzi o moje plany to od października zaczynam japonistykę, gdzie będę miała właśnie chiński jako drugi język. Chciałabym też wziąć norweski na lektoracie. Z angielskiego i francuskiego zdawałam matury rozszerzone (chociaż przez to, że było to ponad 2 lata temu dużo z francuskiego mi uleciało, bo nie ma z nim z takiej styczności jak z angielskim - sam zresztą zaznaczyłeś to w swoim poście). Chciałabym być tłumaczem, marzę o tym, ale nie zamykam się na to. Zamierzam zdać egzamin na testera (w czym może mi również pomóc fakt, że mam brata informatyka, który w razie czego dostarczy mi sporej ilości "materiałów" do zdobycia doświadczenia i nauki nie tylko w teorii). Później może się okazać, że będzie to początek jakiejś bardziej informatycznej kariery i zacznę się uczyć choćby przytoczonej przez Ciebie Javy ;) Jeśli nie to jest wiele kursów, szkół policealnych, studium, które pozwolą mi opanować konkretny zawód w stosunkowo krótkim czasie. Np. księgowość (a tutaj trzeba zaznaczyć, że ofert pracy dla księgowych z językami jest multum).
OdpowiedzUsuńBynajmniej nie kieruję się też, chciałabym zaznaczyć, aspektem "jak ten język będzie wyglądał w moim CV". Po prostu lubię, chcę, mam pasję i... chyba pewną łatwość do języków.
Wydaje mi się, że jeśli ktoś ma obrany cel i plan na życie, a najlepiej kilka planów (awaryjnych) to niech robi to co lubi, byleby nie narzekał później, że nie ma pracy. W końcu, chcąc nie chcąc, sami wybieramy sobie zawód, studia, sami kierujemy swoim życiem. Ja mam plan, ambicje i będę dążyć do ich urzeczywistnienia. Chciałabym przydać się na coś społeczeństwu. No, ale jeszcze długa droga przede mną, także jak na razie trzymam się nadziei, że mi się uda.
Pozdrawiam serdecznie i dzięki za wypowiedzi na tym blogu, bardzo fajnie się je czyta.
Bank ofert dla nauczycieli japońskiego w Krakówie http://preply.com/pl/krakow/oferty-pracy-dla-nauczycieli-języka-japońskiego
OdpowiedzUsuńW sumie to ja przede wszystkim nauczyłabym się dobrze języka angielskiego aby mieć pewność, że umiem ten język obcy na odpowiednim poziomie. Teraz jak się go uczę to bardzo przydają mi się również konwersacje https://www.jezykiobce.pl/s/45/angielski-konwersacja-mp3 gdyż mam możliwość poznania wielu nowych zwrotów.
OdpowiedzUsuńPortal
OdpowiedzUsuń