Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 października 2012

Korpoludek

Oczywiście gdzieś pomiędzy trudnymi wyborami dodatkowego, prywatnego ubezpieczenie zdrowotnego, zakładaniem kont bankowych i ogólnego administracyjnego zamieszania, istotnym elementem klaryfikującym się już po krótkim czasie jest nasze środowisko w pracy.

Pracując w Irlandii spodziewamy się, że obserwujemy coś w rodzaju "charakteru narodowego" wśród naszych Irlandzkich współtowarzyszy. Oczywiście ciężko jest naszkicować coś co można by nazwać charakterem narodowym, co więcej nie wypada, bo to są tylko stereotypy! Nie będą się odnosiły do każdego - mimo wszystko postaram się to zrobić.

Irlandczycy to naród, który rekompensuje sobie brzydką pogodę szczerym "uśmiechem jak szachownica". Opieka dentystyczna to będzie temat na inny wpis, ale bardzo mnie nurtuje zjawisko, że osoby zarabiające w okolicach lekko licząc 240tys złotych rocznie, gdzie 50tys złotych rocznie wystarczy, żeby spokojnie przeżyć rok w tym kraju, mają poważne ubytki zaczynające się od trójki.

Ogólnie bardzo wielu Irlandczyków wydaje się tak niepoprawnych politycznie, że aż muszą być prawdziwi w swoim charakterze. Na pytanie szefa jak minął weekend pracownik z dumą odpowiada, że schlał się tak bardzo, że dziś ledwo do pracy przyszedł i ani jeden ani drugi nie czuje się z tą odpowiedzią jakoś niezręcznie.

Irlandczycy dużo klną i to uważają za swoją narodową cechę. "Fuckin' Faggot" jako zwrot do zacinające się komputera, w czasie prezentacji na której są obecne nowe osoby, szefostwo, kobiety i obcokrajowcy, nie wzbudza w Irlandczykach refleksji.

Mnogość akcentów jakie można usłyszeć w pracy jest przytłaczająca. Wyobraźmy sobie rozmowę trzech osób  A B C. Osoba B rozumie doskonale to co mówi osoba A, z bełkotu osoby C wyciąga jedynie pojedyncze słowa. Gdy osoba B się odzywa, widzi grymas niezrozumienia u osoby A, którą przecież osoba B rozumie doskonale. Zamieszanie zwiększa fakt, że osoba C, która mówi z niezwykle specyficznym akcentem, rozumie dokładnie osobę B. Na co dzień spotykam się z sytuacjami, gdy mówiąc do dwóch osób z Irlandii jednocześnie, jedna mnie zrozumie doskonale a druga nie będzie miała zielonego pojęcia o czym mówię. 
Utrudnieniem dodatkowym jest fakt, że nie znam dobrze kultury tego kraju i wiele zdań, oczywistych dla Irlandczyków, jest dla mnie zupełnie pozbawione sensu. Ostatnio oglądając Big Bang Theory usłyszałem zdanie (mniej więcej tak to szło) "Siri took picture of my junk and put it on craigslist".
Różne osoby zrozumieją to różnie. Chodzi o to, że koleś żartował sobie z tego, że zrobił sobie zdjęcie tego co ma w gaciach i wrzucił na amerykański odpowiednik naszego "gumthree". Siri to nazwa aplikacji w telefonie, junk to kolokwializm a craigslist to najpopularniejszy w USA portal z ogłoszeniami.
Ameryki tu nie odkrywam, to jest przykład na to, że język jest żywy, kształtuje się sam, w zależności od potrzeb.
Żeby było trudniej, każda korporacja wytwarza swój własny język, gdzie zamiast skomplikowanych nazw urządzeń lub procesów, które często mają kilkuwyrazowe nazwy używają skrótów jak my np. PKP - pięknie k***** pięknie. Co jest polskim przykładem na to, że nawet jeśli najpierw pomyśleliśmy o Polskich Kolejach Państwowych, to tak naprawdę ten sam skrót, może mieć inne znaczenie, co mi życia nie ułatwia :)

Natomiast to co mi stanowczo życie ułatwia to wypłata :) I benefity. Oczywiście to dla każdego coś miłego, nie trzeba też korzystać z tego wszystkiego bo i po co. Ale miło jest wiedzieć, że mogę mieć rower za 1000euro w cenie 500euro bo raz, że państwo a dwa, że firma promuje zdrowy styl życia i są gotowi się dorzucić. Kurs prawo jazdy każdemu się przyda, więc zamiast płacić 1200euro co jest normalną ceną, mój koszt wynosi 310euro. Całkiem miło... Zdrowy styl życia to także zdrowie psychiczne, czyli wizyty w SPA lub innych wynalazkach też są częściowo refundowane. Nie mówiąc o tym, że pracownicy mogą mieć swoje hobby jak np. fotografia, firma chętnie opłaca kursy a nawet wysyła na uniwerek, żeby pracownik mógł pogłębić swoją wiedzę np. w dziedzinie historii sztuki.

Słyszałem kiedyś opinie, ze w korporacjach pracownik jest zapominany i źle traktowany, najwyraźniej to zależy od korporacji bo ja odczuwam tylko same plusy w byciu częścią wielkiej firmy.

Słyszałem też, że "Homo homini lupus est" (a kiwi kiwi kiwi jest), i że trzeba uważać na innych zazdrosnych współpracowników. Nie zachęcam to zgrywania cwaniaka i opowiadania innym w pracy, że się nic nie robi, ale dobrze zorganizowana korporacja, działa tak, że się nie rywalizuje ze sobą, tylko działa razem jako zespół.
W Polsce po tygodniu praktyk w jednej firmie wiedziałem już wszystko o stosunkach między pracownikami, kto kogo lubi a kto kogo nie i za co. Firma niby międzynarodowa a walka była o to, że poszła składka na Kawę i herbatę i zakupy zrobiła osoba która kawy nie pije, natomiast lubuje się w herbatkach i wydała za dużo pieniędzy na herbatki a za mało na kawę, czy coś. No już wtedy bolało mnie, że ktoś takim gównem się zajmuje w pracy. Ogólnie straszna bieda jak tak teraz myślę. Pracownicy ściepę na herbatę robią. Jeszcze się o to kłócą. Parodia. 

Tymczasem, w porządnej firmie już po dwóch tygodniach dostaje zwrot nadpłaconego podatku, gdzie pani księgowa dba mnie o ja nawet jej nie znam. I chodzi mi tu o podatek, który normalnie wszędzie indziej (także w Irlandii) dostajemy dopiero na koniec roku po rozliczeniu. Jako, że duży może więcej, to rozlicza się na bierząco, tak aby pracownik czasem nie stracił :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz