Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 listopada 2013

Porównanie kosztów życia (Dublin, Chicago, Kraków, Londyn, Berlin, Dallas).

W przydługawym wstępie wyjaśniam jakie czynniki nie są brane w moim "porównaniu kosztów". Jest to istotne dla zrozumienia całości tekstu jednak, jeśli jesteś niecierpliwy przejdź do sekcji: "W takim razie co wzięto pod uwagę?"

Tym razem postanowiłem poprzeć moje różnorodne wywody dość solidną tabelką. Korzystając ze strony: http://www.numbeo.com/cost-of-living/ porównałem średnie zarobki oraz koszty życia w kilku miastach na świecie. Pokusiłem się także o policzenie średniej pensji, która zapewniła by Wam taki sam standard życia jaki prezentuje przeciętny Irlandczyk, wydający całą swoją pensję. 
Często w dyskusjach, spotykam się z argumentami, że życie na "zachodzie" jest dużo droższe, więc zarabiając więcej wcale nie oznacza, że uda nam się tam przeżyć na wyższym poziomie. Strona numbeo, postanowiła to znormalizować, aby móc w rzetelny sposób porównać "jakość życia". 
Na zachętę do dalszej lektury szybko wtrącę: żeby żyć na poziomie przeciętnego Dublińczyka, który dostaje do łapki miesięcznie 2250 euro, w Krakowie powinniśmy dostać do rączki 4157 zł i te dane są poparte solidnymi badaniami oraz moim doświadczeniem. 

Co w obliczeniach jest pominięte?

Oczywistym jest, że nie da się wziąć pod uwagę wszystkich czynników. Jednym z czynników, nie branych tutaj pod uwagę, mającym kluczowe znaczenie jest bezrobocie. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że jeśli nie mamy zatrudnienia i środków do życia, nie mamy czego porównywać, więc bezrobotni z tego porównania są wyrzuceni, ale pojawią się na pewno w kontynuacji tego bloga.
Porównując problem bezrobocia w Polsce, Irlandii i USA, chyba wszyscy dobrze wiemy, gdzie jest dostać pracę najtrudniej.
Należy rozumieć, że jeśli nie mamy pracy a co za tym idzie środków do życia, stajemy się zależni od innych a jakość naszego życia jest okropnie niska.

Czy warto porównywać średnią zarobków?

Kolejnym ważnym aspektem jest średnia. W krajach w których ludzie zarabiają zbliżone sumy, średnia jest bardziej "dokładna", lepiej oddaje rzeczywisty stan finansowy przeciętnego mieszkańca. W krajach, w których mamy duży rozrzut, średnia jest jest wyimaginowana, większość osób o niej marzy a garstka nią gardzi.
Dużo lepiej by było odciąć, 10% wypłat z dołu i z góry i przekalkulować to na nowo. Nie ma sensu do średniej brać wysokiej klasy sportowców, prezesów banków, znanych artystów zarabiających krocie etc.
Patrząc po samochodach jeżdżących po drogach w Irlandii, USA, czy Polsce. Największy rozrzut zobaczymy w Polsce. Na jednym parkingu, będzie stało obok siebie auto warte 400tys złotych i 4 tys złotych. Jest to pewien wyznacznik biegunowości zarobków w danym kraju.
Można powątpiewać, czy ten parking to faktycznie dobrze oddaje zróżnicowania społeczne. W USA chcąc czy nie chcąc, samochód po kilku latach trzeba zmieniać, tak jak się w Polsce zmienia się parę zimowych butów, bo po prostu już się do niczego nie nadają. Jest to spowodowane dużymi odległościami i większą eksploatacją samochodów. W Polsce są i auta 20 letnie, zadbane, garażowane, właściciel mógł by je zmienić, ale nie ma takiej potrzeby.  

Kiedy mogą już w końcu być niezależny finansowo?

Innym aspektem nie branym tutaj pod uwagę, jest wiek a możliwość otrzymania tej średniej pensji. Kiedy dane społeczeństwo osiąga ten wiek? W Irlandii, spotykam 24 latków (wykształcenie wyższe magisterskie, którzy tą średnią pensję netto dostają). Podejrzewam jednak, że przeciętnie w tym wieku dostanie się trochę mniej. Kolejna sprawa to wykształcenie i wykonywany zawód. Niektóre zawody, nawet przy 40 letnim stażu nie kwalifikują się do otrzymania pensji równej średniej w danym państwie. Tutaj chodzi o zawody w których się nie rozwijamy i nie stajemy się bardziej wartościowi dla pracownika mając 15 lat w danym zawodzie, niż jak mieliśmy 2 lata w danym zawodzie np. sprzedawca na kasie.

Jakość pracy.

Ilość przepracowanych godzin w miesiącu, to kolejna ważna sprawa. Tutaj czytałem wiele artykułów i felietonów, postaram się "co nieco" przytoczyć innym razem. Dziś tylko wspomnę, że często są tam wspominane takie aspekty, że Amerykanie pracują wydajniej i więcej niż mieszkańcy Europy. Na naszym kontynencie też jesteśmy podzieleni, na Polaków, którzy pracują więcej ale mniej efektywnie, i mieszkańców Europy zachodniej. A wynika to często z takiego greckiego systemu, który wprowadzali wybitni myśliciele czasów antycznych. System ten polegał na zwiększaniu liczby niewolników, licząc na liniowy przyrost wydajności pracy. W Polsce, nie stara optymalizować warunków pracy. Ile razy mamy "mały wielki problem", bo drukarka nie działa, bo nie ma przedłużacza, bo szef widzi to inaczej a nie rozumie istoty zadania, o którego wykonania nas prosi itd. Z moich małych doświadczeń pracy w laboratorium na uniwersytecie (jako student), pamiętam, że większe problemy były ze znalezieniem rękawicy ochronnej (nie dziurawej), którą będę mógł użyć do przelania wrzącej mieszaniny z kolby okrągłodennej do innego naczynia w celu przeprowadzenia reakcji, niż z dostaniem pozwolenia na pracę na sprzęcie za kilkaset tysięcy złotych. Porządek i organizacja nie są naszą narodową cechą, za co właśnie płacimy zdwojonym wysiłkiem włożonym w wykonanie tej samej czynności.       

W takim razie co wzięto pod uwagę?

Zatem co jest wzięte po uwagę w tej mojej magicznej tabelce? Otóż bardzo dużo. Uśrednione są ceny mleka za litr, uśredniane przez markę mleka oraz sklepy w jakich możemy je dostać (każdy sklep może mieć inne).
Tutaj też ciekawe wtrącenie. Pewien pan w Polsce, pokusił się o hobbystyczne badania nad cenami produktów które kupował do jedzenia przez kilka miesięcy. Stworzył sobie pokaźną listę produktów które spożywa regularnie. Wybrał poszczególne marki tj. jeśli kupował mleko 2% marki "ciapate" w sklepie "stonka", to później kupował to samo mleko ciapate w sklepie "sralma".
Po kilku miesiącach, obliczył, że jest w stanie oszczędzić na dokładnie tych samych produktach do 40% ogólnych wydatków na żywność. Jest to dobry sposób dla osób bezrobotnych, które chcą zaoszczędzić pieniądze a mają dużo czasu chodzić do różnych sklepów.

Wracając do tematu: ceny tutaj deklarowane są jako uśrednione.

Brane pod uwagę są również koszty mediów (prąd, gaz itp. itd.), ceny paliwa, wynajem mieszkania, ceny transportu miejskiego, jedzenia na "mieście", kosztów ubrań, zakupu mieszkania i samochodu.

No i teraz należy rozumieć, że jeśli normalizujemy np. cenę samochodu, to trzeba wybrać jakiś model, różne modele będą różnie kosztować w zależności od kraju. W tych porównaniach akurat brało się koszt samochodu marki Golf, który bardzo popularny w Polsce jak i w Irlandii jest dobrym odzwierciedleniem, ale dla USA już nie. Żeby było śmieszniej, niemieckie auto:
Volkswagen Golf 1.4 90 KW:

Cena pierwsza to cena w Berlinie, druga to w Chicago i trzecia w Krakowie:
18,675.00 €  
14,012.50 €
16,654.69 €

W Niemczech jest najdroższy. W USA najtańszy. Bo w USA w ten samej cenie kupimy za 16tys. euro (22tys. dolarów), kupimy sobie to auto:
http://www.ford.com/cars/mustang/
(ford mustang model na rok 2014 fabrycznie nowy).


Więc piździk golf (golf to dobre auto, ale przy mustangu trochę "piździk"), nie może tam kosztować zbyt dużo. A kosztował by jeszcze mniej, ale to jest niemieckie auto i to się dobrze kojarzy z jakością, więc znajdzie swoich amatorów za tą cenę. Gdyby, sami amerykanie zrobili auto dokładnie takie samo, to musieli by je sprzedawać taniej (bo nie jest niemieckie).

Przejdźmy zatem do tabelki:
*średnia pensja po podatkach w euro (miesięcznie)/kurs walut z 24.11.2013
**ile trzeba wydać, aby utrzymać ten sam standard życia.  Dublin jako miasto referencyjne.
Czyli ile powinieneś dostawać na rękę, by żyć jak przeciętny Dublińczyk.
***Żyjąc na poziomie Dublińczyka wydającego 2250 euro miesięcznie, możesz zaoszczędzić.
****ile procent więcej (kolor czerwony) i ile procent mniej (kolor zielony) przeciętnie trzeba zarabiać, aby żyć na poziomie Dublińczyka wydającego średnią krajową. Wartości netto (po podatkach).


Miasto (3 waluty) Średnia pensja* zarobki vs. Dublin** oszczędności*** %****
Dublin (euro) 2 250 2 250 0 0
Dublin (dollar) 3 049 3 049 0 0
Dublin (PLN) 9 439 9 439 0 0
Chicago (euro) 2 595 1 881 714 27,50%
Chicago (dolar) 3 516 2 549 967 27,50%
Chicago (PLN) 10 886 7 891 2 995 27,50%
Kraków (euro) 667 991 -324 48,60%
Kraków (dolar) 904 1 343 -439 48,60%
Kraków (PLN) 2 798 4 157 -1 359 48,60%
Londyn (euro) 2 393 2 730 -337 14,08%
Londyn (GBP) 2 001 2 282 -282 14,08%
Londyn (PLN) 10 039 11 452 -1 414 14,08%
Berlin (euro) 1 600 1 585 15 0,94%
Berlin (dolar) 2 168 2 148 20 0,94%
Berlin (PLN) 6 712 6 649 63 0,94%
Dallas (euro) 2 397 1 624 773 32,24%
Dallas ( dolar) 3 248 2 201 1 047 32,24%
Dallas (PLN) 10 055 6 813 3 243 32,24%

Spędziłem 6 lat w Krakowie, ponad rok w USA i 2 lata w Dublinie, zgadzam się z powyższą tabelką, poniżej interpretacja:

Oznacza to, że w Dallas, żyjąc na tym samym poziomie, na którym w Krakowie można żyć zarabiając 4157 złotych (na rękę), czyli żyjąc sobie całkiem spoko, odłożylibyście jeszcze 3243zł miesięcznie!

Z tabeli wynika, że Krakowianin musiałby średnio zarabiać 48,6% swojej pensji netto (na rękę), więcej, aby sobie pożyć tak jak przeciętny Dublińczyk.

Życie w Berlinie jest porównywalne do życia w Dublinie, z tym, że Niemcy mają "więcej porobione", Dublin przy dużych Europejskich miastach wydaje się raczej takim zaściankiem, niż symbolem, stolicą dobrze prosperującego państwa do, którego gnają emigranci. Dlatego Niemcy raczej nie emigrują.

W USA, żyje się zdecydowanie łatwiej, 32% łatwiej niż w Dublinie, oznacza to, że moje oszczędności przy tym samym stylu życia były by o 32% większe.


Analizowałem ceny podane na stronie numbeo. Zgodzę się z tymi wartościami. Ceny mięsa w Dublinie mogą powalać, bo 2 euro za 5 plasterków szynki to wydaje się dużo. Natomiast kupując, większość produktów i tak wydają mi się sporo tańsze, bo cena w sklepie jest 2 euro, a nie 8 złotych i mając w portfelu 50 euro, czuję się zazwyczaj pewniej niż mając 50 zł i robiąc zakupy w Polsce. Z cenami ubrań może być różnie.
1300 euro kosztuje wynajem miesięczny mojego 2 sypialnianego mieszkania, biorąc pod uwagę, że mieszkanie ma z 70m^2  (2 sypialnie, 2 łazienki, walk in closed, kuchnia, jadalnia i pokój dzienny + balkon w dobrej dzielnicy), jestem całkiem przekonany, że to mieszkanie w Krakowie z czynszem (który ja już mam wliczony), kosztowało by mnie jakieś 2200 zł.    (znalazłem coś o podobnych rozmiarach i podobnym standardzie z tym, że skromniej wyposażone w Krakowie). Z drugiej strony komunikacja miejska tutaj jest bardzo słaba a dość droga, zazwyczaj mnie to kosztuje 2,5 euro w jedną stronę za przejazd po mieście. No ogólnie można by się tutaj rozwodzić, polecam stronę do której link umieściłem na początku tego wpisu i można sobie wszystko porównać i ocenić, czy się z danymi tam zgadzamy czy nie.

Życie w Krakowie jest dużo cięższe, nawet jeśli już mamy naszą pracę i dajemy radę jakoś przeżyć. Warto wspomnieć, że dla Dublińczyka to popularne teraz playstation 4 to koszt 400 euro, dla Krakowiaka to koszt 1600 zł, co robi kolosalną różnicę. W Dublinie z średnią pensją mogę je sobie kupić jedną sztukę PS4 co miesiąc i dalej spokojnie opłacę wszystko co mam opłacić i przeżyję do następnej wypłaty.  

Londyn, uważany teraz za najdroższe miasto Europy, wcale nim nie jest. Nie jest dużo ciężej tam, żyć niż w Dublinie. Tutaj warto spojrzeć, że w Londynie oszczędzimy mniej o około 300 euro niż w Dublinie przy tym samy standardzie życia. Tylko, że to 300 euro to będzie 14% naszych dochodów a nie 50%. No, ale to może być czynnikiem dla którego, coraz więcej zwłaszcza Anglików z wyższym wykształceniem emigruje do Dublina. Trzeba też mieć na uwadze to, że Irlandia przez Brytyjczyków traktowana jest jako prawie ich ziemia. Mówi, się tutaj w tym samym języku, blisko jest do domu, pogoda podobna. Nie ma większej różnicy, czy za pracą Londyńczyk pojedzie do Edynburga, czy do Dublina. 

W Berlinie, bardzo podobnie jak w Dublinie, więc po co opuszczać swoją Ojczyznę? Męczyć się w obcym języku. Poza tym, młodzi Niemcy jak zostaną w okolicy swoich rodziców to zawsze mogą liczyć na  ich pomoc, ba nawet zostać z nimi w domu, który się przerobi na dwa mieszkania i już 20 lat pracy na własny kąt jest z głowy. Nie ma sensu emigrować, toteż tego nie widać. Oczywiście, spotkamy tutaj i Niemców, ale ich powody wyjazdu będą bardzo osobiste, np. wymarzona praca, albo chęć poznania świata, nie będzie to tak masowa emigracja jak z Włoch czy Hiszpanii, nie wspominając o Polsce. 

USA. Kraj w tabelach mlekiem i miodem płynący. I faktycznie, z mojej osobistej perspektywy, żył bym tam sobie dużo lepiej i łatwiej. Jako to ta moja perspektywa? Młody jestem, zdrowy, pracowity jeśli mi się godnie płaci, wykształcony na tyle aby mieć dobrze płatną pracę i znam język na tyle, żeby móc się w niej swobodnie komunikować.  Kiedy zaczynają się schody? Jak człowiek już nie młody, bo siły już mniej a praca cięższa, więcej w niej spędzamy czasu, dojazdy mimo własnego samochodu zajmują więcej czasu (bez samochodu jesteśmy jak osoby niepełnosprawne - powiem nawet, że niepełnosprawny z samochodem, będzie się łatwiej przemieszczał w USA niż osoba bez samochodu). A na ostatek, po pracy dalej do nas się dzwoni i wymaga od nas gotowości.  Jak już ciężka praca spowoduje upadek na zdrowiu, to słono zapłacimy za lekarzy, a prywatny system ubezpieczeń wcale nie oznacza, że nie popłyniemy z gotówką. Tak jak w Polsce, może się okazać, że leczenie tak nam potrzebne nie jest refundowane, tak prywatne ubezpieczenie, może nam czegoś nie refundować lub refundować częściowo. I żeby zrozumieć powagę sytuacji, trzeba sobie uświadomić, że lądując w szpitalu na 3-4 dni, dostaniemy rachuneczek na 20 tys. dolarów i ktoś będzie musiał zapłacić. Ubezpieczenie oczywiście wykorzysta każdą opcję, żeby tylko nie płacić za ten pobyt. I tak np. mamy zatrucie pokarmowe, lądujemy na pogotowiu, robi nam się testy i po 4 dniach wypuszcza, mówiąc, że z testów wynika, że to nie było nic poważnego i w zasadzie to samo już przeszło. No, ale jak zgłosiliśmy się z bólami do lekarza, Ci z obowiązku lub z chciwości (leczenie w stanach to jest biznes nie jakaś dobro-samarytańska posługa), wzięli nas na oddział w zasadzie nie mówiąc nam co z nami nie tak. My się boimy i oczekujemy pomocy więc staramy się nie myśleć ile nas to kosztuje i czy to konieczne. Ubezpieczenie później na chłodno analizuje raport i mówi, że ten nasz pobyt w szpitalu to nasze fanaberie i oni nie zapłacą. No i możemy się z nimi ganiać. Polecam się ganiać, bo zazwyczaj dojdzie nam do jakiejś ugody i np. zamiast całorocznej pensji netto, zapłacimy do szpitala tylko 2 miesięczną pensję, ale wcale nam nie będzie tak różowo. 
Inna sprawa, że na pewnym etapie życia doczekamy się potomków. Centralny system planowania szkolnictwa w USA to tragedia. Nasze dziecko jest skazane na szkołę najbliżej miejsca zamieszkania, albo dowolną prywatną. Ma to takie logiczne wyjaśnienie, że zamożni ludzie dobrowolnie chcą płacić większy podatek w swoim miasteczku lub dzielnicy, aby mieć lepszą szkołę dla swoich dzieci i tylko swoich dzieci. Oczywiście pogłębia to różnice społeczne no ale z drugiej strony nie jestem fanem płacenia wysokich podatków na dzieci nierobów z których dzięki moim pieniądzom 10% z nich wyjdzie na ludzi a reszta zmarnuje moje owoce pracy. I było by to dobre, gdyby można było nie płacić tych podatków jeśli się posyła swoje dzieci do prywatnej szkoły, ale niestety prywatna szkoła = podwójny wydatek. 

Więcej w następnych wpisach... 



2 komentarze:

  1. Ciekawe zestawienie, zwłaszcza od osoby, która rzeczywiście miała styczność na żywo z kosztami życia.
    Często spotykam się z argumentem, że może i na Zachodzie zarabia się 3-4 razy więcej w przeliczeniu na złotówki, ale za to życie i wszystkie opłaty są także 3-4 razy wyższe. Patrząc na ten wpis okazuje się, że niekoniecznie. Średnio owszem jest drożej (choć niektóre ceny są porównywalne), ale nie aż tyle jak chcieliby niektórzy. Pocieszające :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłbym ostrożny jeśli chodzi o opieranie się na Numbeo do takich wyliczeń. Sprawdzałem kilka miast nim wyemigrowałem i pytałem ludzi, którzy tam mieszkają jak podane ceny mają się do rzeczywistości i z tego co mi mówili wynika, że to co podaje Numbeo jest zwykle zaniżone o ok. 5-10%. W pojedynczych przypadkach było to nawet 15-20%.

    Oczywiście jeśli chodzi o koszty życia w Dublinie, to nieskromnie mogę polecić raport mojego autorstwa, który podsumowuje pierwszy pełny rok mojego pobytu w Dublinie: http://zycienazielono.com/koszty-utrzymania-w-dublinie-raport-2015/

    OdpowiedzUsuń