Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 stycznia 2013

Więc czym się zajmuję?

Długo się rozwodził nie będę, bo pisanie tego bloga ma na celu oderwanie się od pracy a nie komentarzem do niej, z drugiej strony praca stanowi ku****** duży procent życia i kilka osób chciało by poznać trochę szczegółów.

Ogólnie to jestem "process engineer", wyraźnie na przekór wszystkim tym, którzy uważają, że żeby pracować jako inżynier trzeba skończyć politechnikę. Otóż tytuł magistra uzyskany na uniwerku zupełnie wystarcza. No może nie zupełnie, trzeba się jeszcze dobrze sprzedać i mieć szczęście. Tytuł doktora nie utrudnia dostania pracy jako inżynier procesowy a wręcz pomaga. Podkreślam ten fakt, bo panuje opinia, że tzw. Ph.D z angielskiego "pretty huge dick", nie dostanie pracy jako inżynier procesowy bo jest zbyt wysoko wykwalifikowany. Otóż dostanie, wszędzie tam gdzie osoba odpowiedzialna za rekrutację nie boi się, że zajmiecie jej stanowisko po 3 latach i tam gdzie płacą na tyle godnie, żeby pracownicy nie chcieli uciekać po kilku miesiącach, praca się znajdzie. 

I muszę przyznać, że to co robię jest dla mnie dużo bardziej satysfakcjonujące niż praca w laboratorium, do której jako chemik się mentalnie przygotowywałem. 
Swojej wiedzy chemicznej nie wykorzystuję w pracy prawie wcale. Proces przy którym pracuję jest w prawdzie procesem chemicznym i rozumienie jak działa dokładnie w niczym nie przeszkadza, tutaj jednak trzeba zwrócić uwagę na to, że odpowiedzi na pytania, które sobie stawiamy (ja i inni chemicy zatrudnieni w firmie), nie znajdziemy w książce napisanej przez profesora z uniwerku, jego samego też na próżno by pytać. Żeby poznać odpowiedzi trzeba by przeprowadzić eksperymenty a na tego typu rzeczy nie ma miejsca przy produkcji. Więc jeśli wydarzy się coś niestandardowego inżynier procesowy musi szukać odpowiedniej procedury i postępować zgodnie z nią.  Owa procedura została stworzona przez duże głowy, które latami pracowały nad "nową technologią",  której potem czytamy w gazetach. Często jednak zdarzy się, że ojcowie procesu nie przewidzieli wydarzenia, które ma miejsce na naszym podwórku. Wtedy zaczyna się zabawa, trzeba uczestniczyć w co najmniej kilku spotkaniach na których omawiane są szczegóły wydarzenia, trzeba zaprezentować rozwiązania, trzeba przeprowadzić dochodzenie wyjaśniające dlaczego doszło do niestandardowego wydarzenia (błąd ludzki, maszyny zawiodły,), trzeba przeprowadzić symulacje tego w jakich kierunkach mogło to wydarzenie się jeszcze rozwinąć np. czy ktoś mógł ucierpieć, czy mogło by dość do zniszczenia produktu itp. Wszystko to wymaga dużego zorientowania się w korporacyjnym "who is who".
Innym aspektem jest dbanie o "zdrowie" maszyn na produkcji, źle działające maszyny mogły by produkować wadliwy produkt a na to nie można sobie pozwolić. I tutaj zadania inżyniera są bardzo zróżnicowane, trzeba zapewnić, że wszelkie naprawy i przeglądy są wykonywane właściwie, trzeba też je zaplanować tak, aby nie zwalniać produkcji, ogólnie to kilkanaście czynników będzie nam mówiło czy wyrabiamy się z czasem, czy dostępność naszych maszyn do produkcji jest właściwa, czy pomiary ich zdrowia są na odpowiednim poziomie, czy nasze wydatki na naprawy nie są niepokojąco duże. I tu też jest trochę zabawy, bo wiadomo, że zdrowie maszyny zawsze można poprawić wymieniając połowę części, ale ale koszty. Poza tym nie można ciągle ich też naprawiać i czyścić i przeglądać bo ich zadaniem jest produkcja. Więc generalnie pracując na dwóch monitorach na raz, a co lepsi na 3 lub 4, ciągle wypada monitorować te wszystkie czynniki, doglądać wykresów, analizować trendy i podejmować właściwe decyzje. Kolejnym aspektem jest element ludzki, produkcja trwa 24/7 i technicy muszą być obecni zawsze, inżynierowie tylko na "dyżurach". Technicy, którzy wykonują naprawy na zlecenie inżyniera są na różnych poziomach doświadczenia od 20 lat do kilku miesięcy, więc też trzeba planować przeglądy i naprawy tak, aby osoby z odpowiednim doświadczeniem były akurat obecne. 
Kolejnym bardzo wesołym aspektem jest analiza danych i tutaj wiedza analityczna jaką posiadają chemicy się bardzo przydaje. Generalnie każde najmniejsze informacje na temat pracy maszyn są zawsze do wyciągnięcia. Monitorowany musi być wszystko, ciśnienie, czas, temperatura, numer partii produkcyjnej, podmiot wykonujący prace, historia od początku do końca jaką przebywa produkt w każdym najmniejszym detalu. Każdy parametr jaki ma maszyna jest do wyciągnięcia w każdej chwili. Więc w sytuacji, gdy rano przychodzimy do pracy i na naszym e-mailu jest około 40 ostrzeżeń, i kilka alarmów, robimy szybki przegląd i analizujemy naszym szybkim komputerem tj. rozumkiem, które z nich mają znaczenie, a których się spodziewaliśmy bo przecież robimy spis wszystkich części, które regularnie się wymienia i się spodziewamy, że na danym urządzeniu zaczną wyskakiwać ostrzeżenia bo jedna z części już za kilka dni będzie do wymiany. Jak znajdujemy jakieś alarmy godne uwagi i głębszej analizy musimy upewnić się czy to czego dotyczył alarm nie uszkodziło produktu. Bo cóż, że alarm dotyczył zbiornika (spadło ciśnienie), który np nie był używany do niczego dnia poprzedniego. Wtedy mówimy, że trza zmienić uszczelkę i będzie dobre, ale gorzej jak alarm dotyczył procesu w trakcie. Wtedy wypada zbudować odpowiednią "query" i wyciągnąć z baz SQL wszystkie informacje, które są potrzebne, potem jakoś graficznie to przedstawić, przeanalizować, jak trzeba to skonsultować, wykonać parę telefonów zapewniających, że nic się nie stało lub, że się stało. Jak się stało uruchomimy całe procedury, będziemy się tłumaczyć na meetingach (lol słownik nie podkreśla słowa meeting- choć sprawdza mi tylko polski), a nasze statystyki spadną, zaniepokoi to naszego szefa i tam też trzeba będzie się tłumaczyć. Tłumaczenie się to nic strasznego, bardziej na zasadzie:
Co się stało??
Wylałem wodę!
Czemu wylałeś wodę?
Bo położyłem na skraju biurka, blisko ręki i jak pisałem to potrąciłem.
Czemu tam położyłeś??
Bo nie maiłem miejsca na biurku.
Czemu nie miałeś?
Bo trzymałem dużo innych rzeczy an biurku.
Czy one powinny być na biurku?
Nie, powinny być w szafie i już tam są.
Czy ktoś został oblany? 
Nie.
Czy są jakieś inne konsekwencje?
Woda wsiąkła w dywan, ale to samo odparuje.
Dobrze więc, musimy zrobić wszystko, aby zawsze było miejsce na biurku, żeby tam bezpiecznie trzymać szklankę z wodą. 

Oczywiście, ta rozmowa będzie bardziej skomplikowana, ale taki jest jej cel, nie żeby zjebać, tylko żeby zapobiec problemom w przyszłości. Tym samym problemom, bo wiadomo, że będą inne. 

Innym zadaniem będzie integracja. W międzynarodowej firmie ważne jest aby jednostki rozrzucone po całym świecie miały ze sobą kontakt i ważna jest wymiana informacji, także inżynier procesu musi nawiązywać ścisły kontakt z innymi inżynierami, którzy zajmują się tym samym procesem, czy też fragmentem procesu w innych fabrykach, aby się móc lepiej uczyć na błędach i wprowadzać wspólne rozwiązania w pozostałych fabrykach jeśli to rozwiązanie zdaje egzamin w danej jednostce.

Oprócz tego są ciągłe szkolenia, niektóre związane z wyjazdami za granice a niektóre to zwyczajne wykłady. Jak ktoś czuje potrzebę, może się w godzinach pracy zapisać nawet na powtórkę z analizy matematycznej lub obsługi oprogramowania wykorzystywanego w pracy i jest pięknie. 

Można też sugerować zmiany w samym procesie, co wiąże się z głęboką analizą problemu i pisaniem czegoś w rodzaju sprawozdania które potem będzie rozpatrywane przez jednostkę odpowiedzialną za to. 

Inżynier musi być również świadomy, celów jakie stawia sobie fabryka w kolejnych okresach np. tydzień, miesiąc, rok. Więc musi uczestniczyć w zebraniach na których omawiane są strategie i zgłaszać jeśli np. uważa, że jego maszyny nie wyrobią planu itp. itd. Także roboty jest... w chuj. Mimo, że praca gównie przy biurku to i tak bardzo dynamicznie. Ogólnie polecam :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz