Łączna liczba wyświetleń

środa, 26 września 2012

Wrażenie z pierwszych dni pracy.

Wrażenie z pierwszych dni pracy.
Po pierwszych dwóch dniach pracy nie wiem czy się śmiać czy płakać. Ale z odwrotnych przyczyn niż w Polsce. To było i jest tak niesamowite przeżycie, że aż się można wzruszyć. Jeśli umiecie sobie wyobrazić dzień w, którym wszystkie lata Waszej ciężkiej nauki są wynagradzane, to właśnie tak to wyglądało.
Zawsze byłem osobą, która na pytanie: „czego chcesz od życia” wzruszała ramionami, dodając, że oczywiście, że wszystkiego! Z takim nastawieniem postanowiłem, jak Mariusz Pudzian Pyton Pudzianowski, że „tanio skóry nie sprzedam”.  I przy odrobinie szczęścia, udało się sprzedać swoją wiedzę i umiejętności bardzo dobrze.
Atrakcjami pierwszych dni zdecydowanie były, nowoczesny laptop tylko dla mnie, ze stacją dokującą we własnym „boxie” (styl amerykańskiego podziału przestrzeni biurowej w korporacjach), tam dodatkowe wyposażenie uprzyjemniające pracę przy komputerze (duży monitor, klawiatura itp. Wszystko podłączone do magistrali, na którą kładziemy laptopa i w ciągu jednej sekundy wszystkie te sprzęty są do nas podłączone). Na monitorze, komunikatory z numerami do szefa i innych pracowników oraz program przypominający mi żebym się nie przepracował i zachęcający do przerw, pójścia na obiadek czy po kawę. Fotele zaprojektowane tak, żeby nie chciało się z nich schodzić. Zresztą daremne są moje wywody, bo oczywiście, że ciężko uwierzyć w to, że nie koloryzuję tego ani trochę. Sam w to wszystko nie wierzyłem. Apogeum zostało osiągnięte, w momencie, gdy mój szef, nie widząc niczego nadzwyczajnego w tym co mi mówi, oznajmił, że jutro z rana mam się udać do pokoju 1212X, gdzie dostanę myszkę do komputera, która będzie specjalnie dobrana pod wielkość i kształt mojej prawicy, tak abym od klikania nie dostał zwyrodnienia. Za czasów kiedy to bezmyślnie ciupałem w Diablo II nic takiego by mi do głowy nie przyszło. A co do samych myszek, to nie koniecznie mam tutaj na myśli zwyczajne myszki, są do wyboru fikuśne joystiki lub myszki z jogami itp. Itd. Torba na laptopa była miłym dodatkiem, ale nic nie umywa się do faktu, że zakładając konto w banku, dostałem możliwość darmowego przelotu dla dwóch osób w jedno z dziewięciu wybranych miast Europejskich tj. Barcelona, Paryż, Berlin itd. (Warunkiem jest to, że muszę zlecić przelewy z moją wypłatą do ich banku – co tak naprawdę było moim głównym celem samo w sobie).
Co do wynagrodzenia to jest wypłacane co dwa tygodnie, w ilości takiej, że mój rówieśnik Irlandzki powiedział „kiedyś myślałem, że tyle będę zarabiał, ale nie wyszło, pewnie na to zapracowałeś”.
Ogólnie pomieszkuję, sobie z Dunką, Irlandką i Hiszpanem, odwiedziły nas już tu dwie Niemki i ww Irllandczyk. Wszyscy z nich chętnie by się ze mną zamienili (ich słowa). Czemu o tym piszę? Na pohybel wszystkim, którzy uważają i wmawiają innym, że Polak za granicą będzie zawsze traktowany jak człowiek drugiej kategorii.
A dnia trzeciego uznano, że zamiast pracować na kontrakt  przez rok, dostanę stałą umowę o prace :).
Warto wspomnieć o mnogości akcentów jakie napotkamy w pracy, niektórych zrozumiemy z łatwością a innych w ogóle (i mam na myśli samych Irlandczyków, nie mówiąc o Szkotach i Hindusach).
Ogólnie przedstawię to tak:
Oglądając seriale amerykańskie, ze współczesnym językiem angielskim rozumiem jakieś 90-95% tego co słyszę. Mniemam zatem, że moje słownictwo nie jest takie ubogie. W Irlandii rozumiem niektórych tak w 60% i staram się domyślić o czym mówi. Niektórzy też mają zwyczaj "mówienia czegoś pod nosem", co w połączeniu z bardzo buczącą wymową Irlandzką jest irytujące.
Co więcej, w firmach używa się dużo skrótów, takich jak WBT co oznacza Web Based Tranning.
Takie skróty mogą być użyte np. jako czasowniki w zdaniu: "Go WBT yourself" i trzeba przyznać, że ciężko się odnaleźć :)
Na pocieszenie powiem, że tak jak ja mam problemy ze zrozumieniem niektórych, tak i oni mają problemy ze zrozumieniem mnie, więc ja uznaje to jako remis :). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz